Zawsze interesowało mnie napisanie tekstu skrajnie i głupio
negatywnego. Obserwuję także recenzje naszego komiksowego poletka.
Nie uważam się za biegłego polonistę na tyle, żeby otwarcie wytykać błędy,
pomyłki bądź też z góry pisać, że dana recka jest do dupy. Nurtuje mnie
natomiast szablonowość tekstów (nie wszystkich, to trzeba wyraźnie zaznaczyć).
To oczywiste, że jeżeli recenzent pisze z miłości do komiksu, jednocześnie pragnąc
zaistnieć w branży szlifując swój warsztat, nie mam prawa wątpić w szczerość jego
intencji, ale.
Brakuje mi polemiki, dialogu pomiędzy recenzentem i twórcą.
Teksty niektórych czytam z przyjemnością, nie wymienię z nazwiska bo i po co.
Jednak większość recenzji można by spokojnie pominąć. Wnoszą niewiele, czasami
opierają się na spoilerach, albo powielają wzorzec. Bolesne jest dla mnie to,
że przywykliśmy do tego schematu. Otóż mamy premierę komiksu, potem pojawiają
się pierwsze recki i jest git. Mało widzę tekstów o komiksach, które zostały wydane
przed laty i tak sobie myślę, że i sami autorzy powinni się zastanowić kto tak
właściwie czyta ich komiksy. Entuzjaści rysunku Wojciecha Stefańca na pewno
poczują się usatysfakcjonowani, (np. ja ) i nie potrzebują zachęty w stylu „nowy
album Wojciecha to mroczna historia dwóch braci…”. Proszę, nie mówmy potem, że rynek komiksowy jest
hermetyczny, trudno zdobyć nowego czytelnika, ponieważ ochy i achy najczęściej przynoszą
odwrotny skutek.
Tomasz Pstrągowski napisał na Komiksomanii (w tekście dot.
Rozmówek…), że autorzy rysują swoje prace właściwie dla samych siebie i dla
znajomych. Ja dopiszę, że niektórzy recenzenci piszą dla samego pisania. Wstęp,
opis, charakterystyka i proste wnioski to dla mnie trochę mało. Czy sama
obecność tekstów pisanych w tym stylu jest wyznacznikiem atrakcyjności albumu?
Nie, to po prostu tekst napisany na gorąco zaraz po przeczytaniu. Jestem ciekaw, czy o NOIR będzie
się mówiło za rok? Obawiam się, że nie. I nie dlatego, że jest to komiks słaby, ale dlatego, że nie ma sensu pisać o tym co już było. A dam głowę, że recenzent napisałby wtedy co innego. Bo zdążyłby lepiej przetrawić album. Zatem, jeżeli autorom
zależy, aby ofiarować czytelnikowi swój najnowszy album, a on w wdzięczności odpłaci nam się lajkami albo publikacją
tekstu ( i tylko tym) to fajnie, ale wg
mnie są to raczej niewielkie oczekiwania.
Ciekawe, że tak się do tego przyzwyczailiśmy, że moja pseudo
recka została potraktowana poważnie.
A wracając, czy znajdzie się osoba, która popełni analizę
Rewolucji Skutnika, albo wejdzie w polemikę z książką Szyłaka Komiks w szponach
miernoty? Czy temat Daniela Clowesa jest zamknięty? A może warto wrócić na
chwilę do From Hell?
Ja najczęściej wychodzę z założenia, że jak mam pisać o tym co powiedziało pięciu przede mną to wolę sobie odpuścić. W tym przypadku pomyślałem sobie, że napiszę recenzje w stylu szkolnym, z punktu widzenia laika to piękne, że istnieje masa ludzi, którzy kierują się tylko własnym gustem i za cholerę takiego nie przekonasz do innego punktu widzenia niż ich własne. Przykro mi, ale planuję robić tak częściej:)
Komiks NOIR duetu Stefaniec/Bogacz pokazałem koledze z pracy, który powiedział, że okładka mu mało mówi i narzekał na tą tasiemkęJ Inny wskazał na kadry, że są nieczytelne. Nie trzeba chyba mówić, że owi panowie nie lubią komiksów, a jeżeli już to musi być kolor i ma to być wyraźne. Ich nie przekona żaden argument. Szelki są piękne ale Wojciech namalował tam cipę, a każdy z nas zna przynajmniej 5 osób, które odwracają oczy widząc takie kadry. Czy autorzy Szelek muszą walczyć o takiego czytelnika? Zatem pogwizdując beztrosko popełniłem postmodernę, głupotkę o tym, jaki to NOIR jest zły i źle narysowany. I pisząc to, nie bałem się ani przez chwilę, że mogę w ten sposób komukolwiek zaszkodzić. Dobry album się obroni.
Komiks NOIR duetu Stefaniec/Bogacz pokazałem koledze z pracy, który powiedział, że okładka mu mało mówi i narzekał na tą tasiemkęJ Inny wskazał na kadry, że są nieczytelne. Nie trzeba chyba mówić, że owi panowie nie lubią komiksów, a jeżeli już to musi być kolor i ma to być wyraźne. Ich nie przekona żaden argument. Szelki są piękne ale Wojciech namalował tam cipę, a każdy z nas zna przynajmniej 5 osób, które odwracają oczy widząc takie kadry. Czy autorzy Szelek muszą walczyć o takiego czytelnika? Zatem pogwizdując beztrosko popełniłem postmodernę, głupotkę o tym, jaki to NOIR jest zły i źle narysowany. I pisząc to, nie bałem się ani przez chwilę, że mogę w ten sposób komukolwiek zaszkodzić. Dobry album się obroni.
A w sumie ciekawe, że w ostateczności wyszło, jakbym to robił na serio. A ja przyznaję się bez bicia, że styl ukradłem pani Wu z biblionetki.
O, to tutaj.
Mam nadzieję, że pani Wu się nie pogniewa.
P.S. Proponuję książkę z felietonami Janusza Głowackiego Z głowy. Wystarczy przeczytać jeden, aby zorientować się o co chodzi. Przyznam, że ja bym tak nie potrafił, ale przynajmniej próbowałem:)
P.S. Proponuję książkę z felietonami Janusza Głowackiego Z głowy. Wystarczy przeczytać jeden, aby zorientować się o co chodzi. Przyznam, że ja bym tak nie potrafił, ale przynajmniej próbowałem:)