wtorek, 21 czerwca 2011

Reklama/Spot

Mojego autorstwa. Jest tego więcej, najbardziej jestem zadowolony z tej



Kamerka Sony DCR-TRV140E
czyli klasyczne Video 8.
Oświetlenie super-naturalne.
A piszę to
Bo to moje pierwsze w życiu zlecenie
Reklamowe
I reakcje były pozytywne,
Bo obawiałem się, że
Ta weselna estetyka
Może odrzucać
.....
Ale udało się

Reszta na YT

sobota, 18 czerwca 2011

...

Sztuka Kompromisu


Powoli zwijamy manatki, przyszła pora by powiedzieć to jasno. Kończę z blogowaniem i żeby wyszło bez przesadnego patosu.  Mogę co najwyżej pobawić się w galerię. Nie wiem, zwyczajnie nie mam do tego głowy.

Recenzje książek to jedyna rzecz, która właściwie mi się w tym interesie podoba, ale jako, że byłoby to tylko szukaniem furtki, decyduje się i tego nie robić. Bez przesadnej skromności stwierdzam, że nie piszę aż tak dobrze, by się to miało do czegoś komukolwiek przydać. Mnie na pewno nie. Czytanie archiwum Zmywaka to nie jest żadna ciekawa lektura.

Medium jakim jest literatura jest dla mnie o tyle ważne, że wiążę z tym swoją przyszłość, chociaż pisać książek na poważnie nie zamierzam. Przede mną teraz duża odpowiedzialność. Tak, zrobiłem coś o czym marzyłem, coś co zawsze chciałem robić. Tak, jestem świadomy tego, że to nie łatwy kawałek chleba. Wydaje mi się, że jest teraz najlepszy moment. Ci co wiedzą o co chodzi, proszę niechaj zachowają milczenie. Poczekajmy, może i to się okaże niewypałem.
Pragnę jednak spróbować.

Pozdrawiam i życzę zdrowia

Łukasz

Wywiad z Zanussim obiecałem tutaj wrzucić i zrobię to. Mam jeszcze tekst o Marku Krajewskim i Andrzeju Pilipiuku, który nabazgrałem chyba z miesiąc temu, ale to tylko i wyłącznie z powodu wizyty przynajmniej jednego z tych panów u nas na Wieczorze autorskim. Ewentualnie wrzucę jeszcze i ten.

Ostatnio...


Trochę zaniedbałem oglądanie filmów. Wzorem z Arka robię króciutki przegląd obejrzanych ostatnio produkcji.

Husbands, reż. John Cassavetes. Świetny film. Czwarty mąż, który pojawia się tylko na pamiątkowych fotkach na starcie filmu umiera. Jest to punkt wyjścia, akcja zaczyna się od jego pogrzebu. Jego śmierć stawia przez Gazzarą, Cassavetesem i Falkiem odwieczne pytanie „co dalej” czyli w dużym uproszczeniu możemy powiedzieć, ze jest film o kryzysie wieku średniego. Cassavetes z kolegami czytali scenariusz, potem improwizowali na bazie tych rozmów, zapisywali tekst od nowa i improwizowali ponownie. Tak na przykład urodziła się świetna scena „śpiewania” piosenek w barze. Aktorzy  naprawdę byli pijani (rozbierający się Falk to także podobno efekt spontanu). Film i jego fabuła trochę mi się rozmazuje. Podobno wersja reżyserska miała 5 godzin. Pamiętam, że oglądając Mężów czułem niedosyt. Przeszkadzało mi też podejście do roli Cassavetesa i Gazzary. Czasami ten pierwszy zbyt mocno wysuwał się na plan pierwszy, gdy tymczasem bohaterem główny był Gazzara. Czyli w istocie powstał taki popis umiejętności aktorskich, ale w ostateczności z filmu można było wyciągnąć nieco więcej. Trochę zawiódł Falk, jego kwestie, jego rola rozczarowała mnie. Poza rozmową ze skośną oraz striptiz to wszystko co ocalało z reżyserskiej wersji. Szkoda, może to właśnie był powód aby właśnie jego, a nie Gazzarę obsadzić w Kobiecie pod presją.

Urszula Tes napisała, że Cassavetes nie lubił grać we własnych filmach, uważał, że rola reżysera i aktora się wyklucza, szkodzi całości. W tym wypadku zgadzam się, Kobieta albo Makler to dzieła kompletne, tutaj w odbiorze całości przeszkadzają aktorskie „popisy”.


Sala samobójców, reż. Jan Komasa. Bardzo mi się podobał ten film, a właściwie podobał mi się problem „nieradzenia sobie z problemami". Zauważmy,  że dramat Dominika wynika z presji otoczenia, kolegów z klasy oraz o zgrozo! internautów. Zdominowany przez fejsbukowe Lubię to!, 10/10, emotikonki, teksty typu LOL, WOW, ZAL, bohater filmu nie jest w stanie się bronić, zamyka się w pokoju i dołącza do wirtualnej grupy ściemniaczy o nastrojach samobójczych. Rodzice, którzy nie potrafią wczuć się w problemy syna, wydają się bezsilni.

Naturalnie Komasa zepsuł film przesytem animacji second life’u jednak idea jest jak najbardziej świeża. Dzisiaj już nie szkoła, rodzice czy wychowanie determinują życie człowieka. Decyduje o tym awatar. Jesteś tym, za kogo uważają cię w sieci. Polecam.




Sucker Punch, reż. Zack Synder. Gdyby pomysł na ten film przyszedł Snyderowi jeszcze dekadę temu, kiedy blue screeny kojarzyły się głównie z prognozą pogody reżyser 300 mógłby jedynie marzyć o zostaniu reżyserem. Nadmiar wizualizacji i szczątkowy scenariusz kwalifikuje SP raczej w okolice komputerowych gier, ale nie na wielki ekran.





Hobo with the shotgun, reż. Jason Eisener. Nie wiem na czym to ma polegać. Film oglądało mi się dobrze, jednak po namyśle stwierdzam, że całe te Maczety, Planet Terrory i to, to jakaś próba stworzenia nowej mody. Moim skromnym próba chybiona i Hobo jest na to ostatecznym dowodem. Film, a raczej jego konwencja jest przewidywalna i szybko się nudzi. Reżyser starał się wyjść na twórcę bezkompromisowego, ale wystarczy przypomnieć sobie kampanię promocyjną i już widać o co tutaj chodzi. Młodzież będzie Hobo bronić, no bo niby dlaczego nie, że to takie miało być, że to idea kina klasy c, a dla producentów kasa wpływa. Nie ma chyba nic lepszego, niż tania produkcja przynosząca dochody.



Drzewa, reż. Grzegorz Królikiewicz. Trochę niedoceniany, (w dodatku otagowany jako horror ekologiczny)  to świetne stadium konfliktu ambicji z poczuciem macierzyństwa. To także film o poczuciu niespełnienia, mąż nie może się odnaleźć w świecie, żyje w cieniu żony, która, aby go zachęcić namawia go do wypisywania mandatów. W rezultacie mąż kieruje swą agresją na jej przedmiot badań-właśnie na drzewa. To oczywiście tylko fragment problemów. Nie chcę zdradzać fabuły, ale to Królikiewicz pełną gębą. Trochę dziwi mnie obojętność która panuje wobec Drzew. Nie znalazłem żadnej dobrej recenzji, może ten wywiad rzeka, na który poluje rzuci nieco światła na ten film.
Drzewa to także rezygnacja z nadmiaru artyzmu. Ale to właśnie ten manewr czytelniej niż w Zabiciu ciotki pokazuje język i metodę kręcenia filmów przez Królikiewicza. Cytacik z FW (pisownia oczywiście zachowana).

„Męczący, wydumany - pokazywany chyba tylko raz TVP, w programie określony jako "film eksperymentalny". Jeśli na kimś tu eksperymentowano to tylko na wytrzymałości widzów. Ja przyznam, że nie wytrzymałem. I tylko żal tych wszystkich drzew, które wycięto na potrzeby realizacji takiego gniota.”

oraz odpowiedź

„Masz racje. Kupa jakich mało z tego filmu wyszła. Już nie wspomne o bryzdkich aktorach :D i tej starej kamerze, którą świat przestał używać 20 lat wcześniej. A tak na marginesie to zauważyliście, że polskie filmy z lat 90-tych wyglądają gorzej niż amerykańskie z lat 70-tych?? Weźmy Ojca Chrzestnego i np. Kilera :)”

Kyrtapsowi by się Drzewka spodobały.

niedziela, 12 czerwca 2011

Krzysztof Varga

Wieczór Autorski 11-06-2011


Piszę ten tekst na setkę, nie mam ochoty sobie tego redagować. Na spotkanie z Krzysztofem Vargą przyszło 5 osób. Dwie wyszły po kwadransie, doliczymy jeszcze księgową, dziennikarkę (pozdrawiam przy okazji), znajomego gościa z aparatem oraz chłopaka z kamerą. Ten zresztą także wyszedł zaraz. Na chuja się zdała informacja, że gościem wieczoru będzie Andrzej Stasiuk. Na chuj te 150 zaproszeń wysłanych do "spragnionych kultury". Najnowsza książka Krzysztofa Vargi, Aleja Niepodległości jest w moim odczuciu świetną pozycją, najlepszą zaraz obok Gulaszu z Turula. Można ją sobie było u nas kupić za groszę, na nic to.
Było tak chujowo, że ja pierdolę, te trzy osoby nie miały żadnych pytań do pisarza. Kilkakrotnie się uśmiechnęły, bo pan Krzysztof odpowiadał naprawdę ciekawe rzeczy.
Nie skarżyłbym się, gdyby nie fakt, że regularnie jesteśmy bombardowani oskarżeniami, że za mało robimy, a nawet! że spotkania powinny być częściej. Sezon się zaczął, pora dobra więc WTF?

A samo spotkanie w dużej części zeszło na tematy poza literackie. Varga sprowadzał swój wizerunek i pisarzy w ogóle na ziemię. Obaj ze Stasiukiem zażartowali sobie porządnie z Kuczoka:) Wyśmiali Von Triera, i ołówki Jerzego Pilcha. Varga przyznał, że zaczął pisać z miłości do literatury, że uwielbiał czytać i dalej to robi. Uwielbia filmy, lubi internet i odżegnuje się od miana banalisty, które mu przylepił Paweł Dunin Wąsowicz.
Co mnie trochę zadziwiło, Krzysztof V. powiedział, że jego zdaniem możliwości eksperymentu w literaturze się już wyczerpały. On sam, chociaż jego Karolina do takiego miana aspiruje, za takiego pisarza się nie uważa. Pisał Tequilę i Karolinę jednocześnie, co mnie zdziwiło, bo to skrajnie różne formy.
No kurde, przesympatyczny człowiek. I szkoda, bo gdyby ta publika, nawet te dwie osoby trochę dobrej woli wykazały to by to mogło być ciekawe, kameralne spotkanie. Acha, Krzysztof Varga jest pierwszym pisarzem, który wyznał, że pisze bez konspektu, jak leci, ma pomysł i ciągnie to. Czasami ma zastój i wtedy w ogóle nie rusza tekstu a potem znowu.
Tak na marginesie, Wojtek Smarzowski chciał zekranizować Tequilę, napisał scenariusz ale projekt poszedł do kosza.

Od siebie teraz dodam, że przygodę z Krzysztofem Vargą zacząłem właśnie od tej książki. Trochę zbyt szybko sklasyfikowałem tego pisarza, jako "modnego", starającego się być cool. Zresztą nie omieszkałem tego wyznać podczas wieczoru. Błąd zrobiłem, bo to ciekawy, warty poznania autor.

I tyle, zdjęć nie daję, bo póki co, nie posiadam, zresztą nie wiem, czy ta pusta sala byłaby tu na miejscu. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo po tym wieczorze, sens organizowania takich spotkań stoi pod znakiem zapytania.