[adno]Nick Cave jest autorem dwóch książek. Ja zacząłem poznawać jego prozę od ostatniej pozycji. To ma znaczenie, to jest ważne!
***
Śmierć Bunnego Munro doczekała się całkiem przyzwoitych recenzji, kupiłem je in blanco w całości, a potem zadzwoniłem po książkę. Nim odkryłem, że Nick Cave nie wiele może mi zaoferować (jako literat oczywiście) musiałem się odrobinę nagłówkować, co właściwie pisarz chce powiedzieć. Zeszło na to trochę czasu. Tak to jest, proszę o tym pamiętać. Jeżeli człowiek musi porozkładać książkę na czynniki mniejsze , by z przerażeniem stwierdzić, że się jest w punkcie wyjścia...to zostaje nam tylko nazwisko na pocieszenie.
Postać tytułowa Bunny Munro jest komiwojażerem, sprzedaje kosmetyki. Czytelnik śledzi jego podróż, którą odbywa wraz z synem. Tytuł sugeruje śmierć głównego bohatera a nawiązanie do sztuki Millera jest zbyt oczywiste, by mogło być brane na poważnie (kurde, czyżby to był jakiś sequel?!?). No nic. Nick Cave tworzy tutaj kilka wcale zgrabnych kombinacji. Najlepsza to relacje ojciec-syn albo wizyta u dziadka Munroe (krótka ale mocna). Dalej już musimy się rozdrabniać. Fajny bohater, upadek mitu (ograne, ale pasuje do większości pozycji), dalej język, styl, pióro, zgrabne pointy, a jednak całość i tak szwankuje. W ostatecznym rozrachunku książkę będzie zapewne bronić grupa fanów muzyka. Co tam jest nie tak?
A no Cave nie umie swoich umiejętności ładnie zapakować w jedną, spójną całość. W konsekwencji powstaje rzecz chaotyczna ze źle rozmieszczonymi akcentami. Gdyby ją drukować w odcinkach, to może i by uszło ale w całości? Tam są klasyczne błędy popełniane przez młodych/domorosłych pisarzy, którzy stawiają na efekt, a nie na konsekwencje fabularne. Cała sztuka zawiera się bowiem w konspekcie. Już tak jest, że jak się o tym zapomina to wychodzi nam takie coś jak w Śmierci.
Tutaj przerwę, bo zapomnę. To wydanie na Ipoda. Co jest w tym niezwykłego, że wszyscy sobie tego e booka chwalą? Ma ktoś „egzemplarz”?
Nie sprawdziłem, czy Cave udźwiękowił vel planuje udźwiękowić Śmierć, tak jak Oślicę . To by mogło fajnie zagrać. Na razie póki co mamy książkę o kryzysie tożsamości, o poszukiwaniu, o odnajdywaniu siebie, bla, bla, bla. Napiszę jeszcze, że zirytowało mnie porzucenie pewnych wątków oraz infantylne rozwinięcie niektórych. Boli zwłaszcza story z udziałem matki chłopca, co więcej, mam wrażenie, że Cave posiłkując się konwencją „powieść – drogi” pragnął wyraźnie zwiększyć pozycję objętościowo. Jak czytam w necie teksty, że Cave "doszedł" wreszcie do swojego stylu, co widać w Śmierci Bunnego Munro to mi się płakać chce. Niestety, to jeszcze nie to panie Cave, chyba stać pana na więcej.
***
Gdy czytałem, że Śmierć lepsza, zaś Oślica ujrzała anioła gorsza to jlogiczne, że miałem solidne opory przed zakupem powieści "debiutującej". W końcu kasa nie rośnie na drzewie. Ku mojemu zdumieniu dostałem do ręki całkiem fajną knigę, fakt pisaną mocno„modernistycznie” ale czytało się ją dobrze.
Po pierwsze tło akcji. Cave bardzo plastycznie opisuje charakterystykę południa, skalanego u podstaw przez śmiesznie interpretowaną religijność. To polega na takim śmiesznym, faryzejskim afiszowaniu się. Jezus to, Jezus tamto, Oh, Jezus. Mamy tutaj oczywiście krytykę takiego stylu życia. Cave'a to wyraźnie nurtowało, bo pisarz wkłada w to całe swoje serce.
Po drugie, pisarz skoncentrował się wręcz na każdym mieszkańcu, na otoczeniu, detalu, na stylu życia miasteczka. Czasami to opisy tworzą fabułę, albo inaczej, wypierają linię fabularną. Mamy znak pod postacią dziewczynki, której narodzenie jest cudem. Gorzej jednak, że ma ona powić (zostać matką) syna bożego. Pisarz wymyślił niesamowitą społeczność, trudno określić czas i miejsce akcji, ale nie ma to większego znaczenia. To jest taki sam rodzaj sci fi jak w przypadku Valhalli Rising, serio.
Pamiętajmy jednak, że to tylko ułamek tego co ta książka oferuje. W Oślicy wszystko śmierdzi, wszystko jest podłe, wszystko się modli. Syf, brud, a główny bohater to najfajniejsza wersja proroka, a może samego syna bożego jaką czytałem. Polecam miłośnikom postaci nietypowych, warto poznać. tego gościa. Taki anarcho Chrystus. Znam tylko jedną pozycję Cormaca McCarthego, mianowicie Krwawy Południk. Estetycznie Oślica kurewsko go przypomina. Stylem rzecz jasna. Trudno jest pisać o fabule, Cave porządnie eksperymentuje z narracją. Przykład: Bohater mówi o rzeczy która się dokonała, a w następnym akapicie pisze, że jednak nie. Jest też ten strumień świadomości. Kuczok w przedmowie do swoich wczesnych opowiadań napisał, ze powstały one aby wypróbować możliwości literatury. Takie określenie pasuje jak najbardziej do Oślicy. Jest to zresztą jedna z moich ulubionych przypowieści z pisma i Cave zrobił z tej metafory świetny użytek. Szkoda, że podobnie jak w Śmierci również nie ogarnął całości (niestety, podobne błędy w konspekcie).
Zatem, podsumuję. Oślica nie wiele mówi nam o Cave' ie pisarzu, ale czuć tam zaangażowanie, odwagę, bezkompromisowość. Śmierć to produkt dla szerszej publiczności, próba pojednania z mainstreamem, zdobycie nowych czytelników, a zarazem próba pozostania w konwencji literatury ambitnej. Odrobina Bukowskiego, Millera, nawet Cumminighama, ale w stopniu nie przekraczającym przystępnej, komercyjnej granicy.To tak jakby porównywać Birthday Party do Grindermena2. Polecam obie pozycje, ale żeby zaraz się zachwycać, co to to nie.
[adno] Wczoraj w łóżku przyszła mi do głowy taka myśl. Jakby to wydano ze dwadzieścia lat wcześniej to byśmy pewnie składali modły do ich autora Owszem, cenię piosenkarza za jego wszechstronność, chciałbym żeby inni piosenkarze chociaż tylko tak pisali. Bądźmy jednak krytyczni, Cave nie potrzebuje naszego zachwytu, bo czy on naprawdę chciałby zająć się pisaniem na poważnie? Ja traktuję to jako eksperyment, chęć spróbowania czegoś nowego a każdemu kto spodziewa się nie wiadomo czego z całego serca radzę zrobić to samo.