Nie ukrywam, że wydanie leksykonu Piotra było i jest dla mnie wydarzeniem. Teksty Piotra cenię, a blog Pajęcze gniazdo jest wszystkim tym, czym w założeniu miał być Zmywak;) Poza tym to właśnie teksty Piotra sprawiły, że nabrałem dystansu do własnej twórczości pisanej. Podziwiam gościa i tyle, wielki szacun.
Żeby dokładnie zrozumieć podejście, cele i założenia, jakie przyświecały autorowi do napisania owego leksykonu, trzeba koniecznie przeczytać wstęp. Autor przyznaje, że nie jest łatwą sprawą wyłonienie setki filmów, które mogłyby godnie reprezentować ten gatunek. (Sam miałbym problem z wyłonieniem 100 pornosów godnych uwagi). Nakreśla, nieco zbyt ogólnie narodziny gatunku oraz próbuje zdefiniować rolę i jego znaczenie. Umówmy się, autor nie dokonuje nadinterpretacji gore, raczej uważa je za wypadkową, odpowiedź na rodzącą się wszem i wobec popkulturę.
Dalej czytelnik może zapoznać się z setką omawianych pokrótce pozycji. Ja nie zamierzam tutaj pisać które Piotrek wziął na tapetę. Wystarczy, że po przeczytaniu wypisałem sobie ołówkiem, które gory muszę koniecznie obejrzeć i na tym poprzestańmy. Wydaje mi się, że większość po przeczytaniu pomyśli podobnie, uznajmy, ze cel został osiągnięty. Tym bardziej, że mówimy o pierwszym tego typu leksykonie, Piotr spisał się na medal.
Mam jednak kilka zastrzeżeń. Po pierwsze - forma książki. Autor omówił tylko te, które na uwagę zasługują, osobiście jednak wolałbym, żeby filmów było więcej. Dlaczego? Ponieważ leksykon jest pozycją zamkniętą, nie wyobrażam sobie drugiej części, zatem setka filmów chociaż jest liczbą imponującą tak naprawdę wiąże autorowi ręce. Usunąłbym tą setkę z tytułu, bowiem czytelnik może stwierdzić, że dostał tylko mały procent filmów. Leksykon to leksykon, musi zawierać pewną kompletność. Zdaję sobie sprawę, że Piotr miał ograniczenia objętościowe i to się tylko tak łatwo pisze, ale jednak…Mam w domu leksykon operowy, w którym autor albo po prostu w dwóch, trzech zdaniach opisuje daną operę, zaś przy dziełach „znańszych” daje upust swojej fascynacji.
Druga sprawa to potraktowanie filmu. Autor pomija okoliczności powstania, historię, skupia się na aspekcie gore. Trochę to niektóre filmy okalecza, albo inaczej. To autor je okalecza. Ta świadoma operacja ma uzasadnienie, pamiętajmy tylko o tym, że np. Salo, Nieodwracalne nie są filmami, które powstały w założeniu tego gatunku. Mam trudności również z uszeregowaniem Cronenberga z estetyką gore. W pewnym momencie przyłapałem się na wyszukiwaniu filmów „nie całkiem gore” i o zgrozo! to właśnie te zainteresowały mnie najbardziej. Na marginesie, omówienie Pasji Mela G. to jedna z najciekawszych recenzji tego filmu jakie czytałem.
Trzeci i chyba ostatnie mankament to brak indeksu nazwisk oraz niekonsekwentnie przeprowadzony index tytułów. O ile wiem należy zdecydować, czy lecimy tytułami w oryginale czy w polskiej wersji. Tym bardziej, że polskie tłumaczenia to nierzadko zupełnie odległe znaczeniowo galaktyki, więc kiedy indeksuję tytuł mam z tym trochę trudności.
Nie mam za to żadnych zastrzeżeń co do wydania, biorąc pod uwagę, że wydawnictwo Yohei jest wydawnictwem raczkującym, Piotr wydał książkę bardzo profesjonalnie. Papier i sama okładka przyciągają uwagę, nie mam mowy o żadnym chałupnictwie. Mam uwagi co do łamania tekstu, niekiedy tekst główny dotyka przypisów, ale to drobnostka. Łamanie w Czarnej Lampie (miks Lampy i Czarnego) woła o pomstę do nieba, a przecież mieli już doświadczenie na rynku wydawniczym.
Na koniec wypada mi po prostu Piotrowi pogratulować. Zabrał się za omawianie czegoś, co jest w pogardzie (nawet Zanussi nie ogląda gore;) a wyszła mu naprawdę ciekawa publikacja. Mogę tylko mieć nadzieję, że Yohei wkrótce nas i Kurosawą uraczy.
Piotr Sawicki
Odrażające, brudne, złe
100 Filmów Gore
Wyd. Yohei
Wrocław, 2011
chętnie się zapoznam. po ile to stoi?
OdpowiedzUsuń33 zeta. Cena jest symboliczna, nawiązuje do życia i męczeńskiej śmierci Jezusa z Nazaretu. To wydarzenie musiało być jednym z decydujących czynników, które wpłynęły na decyzje autora co do wydania leksykonu
OdpowiedzUsuń;)
"Salo, Nieodwracalne nie są filmami, które powstały w założeniu tego gatunku. Mam trudności również z uszeregowaniem Cronenberga z estetyką gore".
OdpowiedzUsuńMa się rozumieć. Romero i Tobe Hooper również nie kręcili swych filmów z założeniem: "robimy gore". Dobrymi chęciami piekło brukowane i dlatego w tym gatunku (jakkolwiek okreslenie gatunek jest niescisłe) cechą wiążącą jest zasada pułapki interpretacyjnej. Reżyser wychodzi od intencji poznawczej, podsuwa nam tropy do interpretacji... po czym sruu, wszystko rozmywa się w przemocy, rozpadu i negacji, a widz ląduje pozostawiony z pustymi znakami. Tak jest w "Salo", tak jest w "Nieodwracalnym", tak jest w "Pasji". Te filmy są całkiem, w 100%, gore.
Tak samo cronenbergi, które zawsze wokół rozpadu ciała i osobowosci się obracają, mimo że w tle przywoływany jest choćby MacLuhan.
Zewnętrzne różnice między "Martwicą mózgu", "Cannibal Holocaust" a "Wideodromem" są kolosalne a przecież to wszystko do jednego się sprowadza. Dziesiątki konwencji, setki tematów, tysiące chwytów formalnych - i wszystko to puste, zmierzające wciąż do tego samego punktu wyznaczonego przez nagi szok i fizjologiczny lęk. I o to chodzi :)
Zatem Antychryst może aspirować do Torture Porn;)
OdpowiedzUsuńCzyli to czym jest gore w swej istocie to efekt ostateczny. Czyżby ten gatunek powstał na zasadzie odrzucenia zamierzeń twórcy i pozostawieniu czynników efekt ten wywołujący?
To prowadzi do niebezpiecznej konkluzji, że najłatwiej gory tworzy ten rodzaj widza, który podczas seansu spotęguje efekty "mroczne", a wyprze z pamięci główne założenie.
Żeby nie było, że szukam dziury w dupie:)
Ten gatunek narodził się z bezradnosci wobec eskalacji zła i rozłamu kulturowego na przełomie lat 60. i 70. W książce jest o tym we wstępie i w niektórych opisach amerykańskich produkcji niezależnych owego okresu ("Ostatni dom z lewej", "Noc żywych trupów"). Zrodził się z poczucia, że na swiecie nie ma już nic pewnego poza ciałem, które jest kruche. Gore, jako forma komunikacyjnej bezsilnosci, gdzie pierwotne zamierzenia lub tropy zostają wzięte w nawias, jest kulturowym zwierciadłem ery hedonizmu i poznawczej dezorientacji.
OdpowiedzUsuńBardziej niż gatunkiem filmowym jest czyms w rodzaju powszechnego zjawiska, tak jak kicz - obcym ciałem w systemie kultury; wirusem zakażającym klasyczne konwencje i zmuszającym je do powielania własnego wzorca.
Zatem czy gore ma jeszcze rację bytu? Skoro jak twierdzisz filmy typu Hostel są tworzone z pewnym komercyjnym zamierzenie z cyfrowo doklejonym brudem? Pisałeś kiedyś, że Serpski film jest takowy, ale niczego nie oferuje ponad to co juz dawno było.
OdpowiedzUsuńW kinie komercyjnym panuje zasada, że dopóki się sprzedaje to ma sens :) Francuzi zrobili w ostatnich latach kilka całkiem zaskakujących gore. W sumie, biorąc pod uwagę współczesne realia, być może gore to jedyne, co jeszcze ma jako takie uzasadnienie w kulturze. Najgłosniejsza powiesc ostatnich lat ("Łaskawe") to czysty nazi-exploit, a najsłynniejsze filmy ("Pasja", "Antychryst", Haneke) to horrory cielesne, a gdy Mallick robi poetycki film o metafizyce to trafia w pudło i nikomu się nie podoba. Co ma jeszcze sens?
OdpowiedzUsuńWitam. Nie jestem miłośnikiem gore, ale temat wydaje się zbyt ciekawy, aby móc go pominąć. Pozdrawiam właściciela bloga i twórcę książki. Jak przeczytam i przemyślę dam znać. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka Piotra to dobry start. Pozdrawiam również. Polecam jego bloga albo stronę wydawnictwa.
OdpowiedzUsuń