niedziela, 12 maja 2013

Piracenie czyli teoria, praktyka i masa bla bla bla

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie dyskusja sprowokowana przez Kubę Oleksaka na Kolorowych Zeszytach. Dominowały dwie tezy. Krótko, w kilku słowach, pozwolę sobie przytoczyć wypowiedzi obydwu stron. 


Zatem tak. Kultura jako zjawisko, dobro ogólne, które nie podlega definicji produktu, które jest wartością samą w sobie i stanowi istotny element rozwoju społeczeństwa. Nie ma ceny, każdy ma do niej prawo. Każdy powinien z niej korzystać, każdemu się należy.

Użytkownik podpisujący się nickiem Mistrz Zagłady zaatakował oponenta, zarzucając mu (niebezpośrednio kradzież własności intelektualnej. Mistrz zagłady posłużył się argumentami najczęściej używanymi w tego rodzaju dyskusjach. Oczywiście, chyba nikt nie ma wątpliwości, że pobieranie komiksu w formie pliku pliku musi wpływać na dochody komiksiarza autora, ale nie w tym rzecz. Broniący tej tezy uważają, że z powodu kradzieży MOGĄ upaść wydawnictwa (w Polsce), rynek się załamie, zaś nagminność tego procederu destabilizuje wpływy ze sprzedaży kosztem oczywiście twórców.
Używając górnolotnych haseł-piracenie zniszczy w Polsce komiks.

Postaram się odnieść do tych wypowiedzi.
KRW uważa, że do kultury dostęp powinien mieć każdy. Mam wrażenie, że Krzysztof zbyt szeroko rozumie pojęcie DOSTĘP. Nie wiem na ile kultura musi być obecna w życiu Kowalskiego, ale przecież muzea, księgarnie, kina  no i komiksowe sklepy…praktycznie każdy rodzaj sztuki jest dostępny.  Dla Krzysztofa DOSTĘP równy jest POSIADANIU. W przypadku malarstwa tego problemu nie ma. Obrazem się zachwycasz, niekoniecznie musisz go mieć na ścianie. Banalny przykład, ale modyfikuje nieco pojęcie DOSTĘP DO KULTURY. Jest to jak najbardziej względne pojęcie. Tutaj od siebie dołożę kwestię, że komiksiarz to kolekcjoner. Po Facebooku krąży setka zdjęć półek wypełnionych komiksami, niczym trofea i nie powiem, robią one wrażenie. Komiksiarz to też nałogowiec, które bierze udział w wyścigu, aby zgromadzić jak największa ilość albumów, ciągle mu mało i zewsząd obwieszcza, że oto potrzebna jest nowa szafka z IKEI. Wysoka cena jest tylko stymulantem, Gildia, Allegro oraz konwenty to filary, które cementują środowisko, jednocześnie zaopatrując komiksiarzy w towar. Pobieranie skanów z sieci daje wgląd w zawartość, ale nikt w dyskusji nie wspomniał, że edytorska strona komiksu bardzo często stanowi wartość samą w sobie. Jaki skan zastąpi Black Dossier Moore’a albo Lost girls, które wygląda o niebo lepiej w timofowym etui niż na twardym dysku. Po prostu czasem trzeba pogodzić się z tym faktem, że skany to tylko półśrodek.

Mistrz zagłady patrzy na to z perspektywy twórcy-ekonoma. Tworzenie dzieła-->druk-->sprzedaż-->zarobek. W sumie ten sposób rozumowania jest jak najbardziej w porządku. Szkoda tylko że wyniku tego rozumowania z dóbr kultury może korzystać tylko zamożniejsza część społeczeństwa. No bo jak i za co zwiedzić te wszystkie muzea,  filharmonie, za co kupować  setki książek, które co miesiąc ukazują się w księgarniach, no i te cholerne komiksy, które mają twarde oprawy i konkretne ceny. Mistrz Zagłady nie zwrócił uwagi na to, że w ten sposób jego twórczość (czego mu naturalnie nie życzę) może zostać zmarginalizowana. Kupujący z powodu ograniczonego funduszu będzie musiał wybierać towar i zapewne skończy się to na klasykach, pozycjach, które ABSOLUTNIE trzeba mieć. Zatem dopóki twórczość Mistrza nie osiągnie najwyższego poziomu, dopóty jego zarobek nie będzie przekraczać pewnego poziomu. Prawo rynku, wygrywa najsilniejszy.
Mistrz Zagłady nie wspomniał o jeszcze jednej oczywistości.
Tworzenie komiksów nie musi stanowić głównego źródła zarobku, raczej jest to pasja. Śledziu i jego zleceniada, Trust, Maciej Pałka i pracownia komiksu oraz cała masa komiksiarzy, którzy żyją ze zleceń, którzy krótko mówiąc jakoś sobie radzą i nie tracą czasu na wieszaniu sów na piratach. Chciałbym, żeby polski grafik zarabiał wystarczająco, aby móc po nocach tworzyć swoje arcydzieła.  Chciałbym także, żeby miał odwagę powiedzieć sobie, że skoro na jego sztukę i umiejętności nie ma popytu to niestety trzeba wybrać coś innego.

Pozwolę sobie teraz na konkluzję, zbliżoną do wypowiedzi Maćka Pałki. Mianowicie skanowanie komiksów (ale także książek, download filmów i muzyki) to syndrom-efekt uboczny naszych czasów. Nie sposób tego zatrzymać, chyba żeby unicestwić wszystkie skanery świata albo lepiej-cały internet. I w tym leży problem. Mistrz i jemu podobni szukają winnych nie tam gdzie trzeba. Posiłkując się moralnością typu : kradzież jabłka jest tym samym co kradzież plazmy” powoli tracą wiarygodność. Jeszcze niechcący uderzą w skrajny idealizm (czyżby groziła nam komiksowa Metllica?) A dlaczego nie uderzyć rządu RP? Żeby te pensje były większe, żeby była robota i wypłata? Bo to słowa rzucane na wiatr. Można w nieskończoność obwiniać pobieraczy plików, którzy w nieskończoność będą się tłumaczyć, że nie mają na te wszystkie knigi kasy. Tylko, że najczęściej dostają po mordzie ci, którzy i tak kupują komiksy, tylko nie wszystkie. Z wiadomych przyczyn.

Ponieważ niewielu wierzy, że polityka kraju Mieszka I go w najbliższej przyszłości się poprawi, życzę sobie, aby społeczeństwo wyłoniło grupę ludzi, którzy przynajmniej od strony prawnej ostatecznie rozwiążą ten problem, tak aby przynajmniej jedna ze stron była zadowolona. Skoro to ma być zbrodnia, to widocznie musi tak być i pojawią się konsekwencje. Jeżeli nie, niechaj oponenci zamilkną na wieki.
Jak powszechnie wiadomo, wszystkim dogodzić nie sposób.



EDIT: nie poruszyłem kwestii bibliotek (które nie posiadają komiksów w swoich zbiorach), nie odniosłem się do wypowiedzi Tadeusza Baranowskiego na FB, oraz możliwości pobierania plików za niewielkie pieniądze. Nie odniosłem się i już.

7 komentarzy:

  1. Bardzo proszę - nie OleksIak tylko Oleksak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawione, błąd nieświadomy. Kuba Oleksiak to koleżka z osiedla i pewnie dlatego ten zonk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chce mi się za bardzo wracać już do tej dyskusji, ale jest to jednak nadinterpretacja tego co napisałem.
    Zasadniczo nie szukam winnych, bo nie taka moja rola. To nawet, o ile pamiętam, nie było tematem dyskusji. Po prostu nie zgadzam się lekceważenie intencji autora ani też nie uważam podejścia "bo mi się należy i już, bo tak" za uzasadnione, czy wręcz uczciwe względem tych, którzy ciężko pracują by móc korzystać z dóbr tego świata. Niech jednak każdy sobie tam robi jak uważa. Po prostu uczulam na pewne kwestie, zwłaszcza podstawowych zasad.

    Twoja konkluzja, że zanim dzieło może wcześniej zostać zmarginalizowane na rynku nim stanie się popularne na tyle by zostało sprzedane, jest też nieco na wyrost. Przede wszystkim są sposoby, aby udostępniać "kontent" bezpłatnie i wedle uznania autorów, w takiej formie jaką wybiorą i w jakości jaką uważają za najwłaściwszą do prezentacji. Tak, dla przykładu, z Dismasem zrobiliśmy chociażby z naszym komiksem MORFIUM 1/2 http://issuu.com/morfium/docs/morfium - są zatem różne opcje docierania z twórczością, różne modele czy tam strategie marketingowe i myślę, że warto ufać autorom w kwestii doboru środka przekazu i szanować ich dorobek.
    Troszkę jednak za bardzo uprościłeś sprawę moim zdaniem. Dyskusja ma wiele aspektów. Jestem jednak jedną z ostatnich osób, które chciałyby utrudniania dostępu do dzieł kultury. Jednak zawsze należy pamiętać, że istnieje ktoś taki jak twórca i także ma pewne plany wykorzystania swojego dzieła zgodnie z wolą i intencjami z jakimi tworzy.
    Choć jak napisałem, nie za bardzo chcę drążyć temat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawiasem mówiąc drażni mnie odrobinę próba opisania mnie jako kogoś, kto czepia się o piractwo jako takie. To w zasadzie w ogóle nie jest kwestia, która jest jakimś moim problemem. Z piractwem problem mogą mieć co najwyżej, ci którzy żyją ze sprzedaży nakładów. Jeśli o mnie chodzi - sytuacja jest dokładnie odwrotna, ponieważ nie żyję z tworzenia komiksów, bardziej zależy mi na dotarciu do czytelnika - zwłaszcza drogą internetową. Bardzo często więc wrzucam dużo komiksów prosto do sieci właśnie z tego powodu licząc, że kiedyś przyniesie to jakiś wymierny efekt. To o co się upominam to o poszanowanie woli twórców - jeden robi pro publico bono, drugi ma lub liczy na jakiś zysk, ale niech to zawsze będzie wybór autora lub wydawcy, z jakiej formy skorzysta - nie zaś człowieka, który stoi na pozycji "bo mi się należy i ch* to se wezme bo takie czasy". Prosiłbym więc o nieco bardziej szczegółowe przytaczanie mojej opinii w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Dla Krzysztofa DOSTĘP równy jest POSIADANIU."

    Nie wiem jak to wywnioskowałeś. Dostęp to DOSTĘP, nie posiadanie. Sam mam potrzebę posiadania konkretnych tytułów, więc je sobie najzwyczajniej w świecie kupuję.

    Na rynku muzycznym zaczęły się pojawiać ciekawe rozwiązania (przykładowo Spotify), bo jest to jasne, że czasy się zmieniły i trzeba się do nich dostosować. Kiedyś kupowało się płyty, żeby sprawdzić czy są dobre, dziś kupuje się tylko dobre. Zresztą, zauważyłem, że sporo ludzi posiadających tablety chętnie korzysta z zagranicznych cyfrowych dystrybucji.

    Biblioteki, mediateki itd są jakimś wyjściem, ale żyjemy w dobie cyfryzacji i tak naprawdę to ona dziś może rozruszać medium. Obecna dekada prawdopodobnie pokaże co się stanie.

    Mam też wrażenie, że w dzisiejszych czasach problem piractwa w komiksie nie dotyczy ani ciebie ani Mistrza tylko jakiegoś Neila Gaimana, któremu zapewne przynosi więcej korzyści niż strat (większość jego fanów nie ma Sandmana, ale kupiło sobie przykładowo jego najnowszą książkę). Co więcej bardzo mi się podoba to, co Mistrz dziś mówi, będąc świadom, że dotarcie do czytelnika może mu dać największe profity. Tylko teraz chodzi o to, żeby dotrzeć do niego z całym medium. Potrzeba kupienia komiksu nie weźmie się z powietrza. Odbiorca musi chcieć z nim obcować. A żeby chcieć, to musi być jako tako oczytany.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej
    Spodziewałem się, ze zostane posądzony o nadinterpretacje lub wyrywanie słów z kontekstu. Nie lubię używać ctrl v, a wydaje mi się, ze Twoje założenia zrozumiałem właściwie.

    Po pierwsze, mam wrażenie, że czytałeś ten tekst odnośnie swojej osoby. Rozumiem Twoje stanowisko, ale chyba nie dostrzegłeś tego o co najbardziej mi chodziło. A zatem

    Rozróżnijmy kilka faktów. Kopiowanie, upowszechnianie, udostępnianie dzieła bez zgody autora jest przestępstwem.

    Ogólny dostęp do owych plików to osobny problem. Nie życzysz sobie tego, zatem złóż wniosek o przestępstwie, ogłoś to publicznie, zrob tak jak Tadeusz Baranowski na Fejsie. Rozumiem jego postawę-on jako autor nie zgadza się na rozpowszechnianie plików, czuje się okradany. Prawdopodobnie zapeluje do modów chomika i czego tam jeszcze, o usunięcie plików. Ma rację.

    Inną kwestią jest głoszenie teorii , że w ten sposób rynek polskiego komiksu umiera, traci. Oczywiscie straty są, niestety twórcy i wydawcy nastawieni na zysk muszą się liczyć, że ich dzieła bedą nielegalnie piracone. Trzeba liczyć minimalne zyski, a nie dziwić się, że oto widniej skan danego ddziela w sieci. Pewnie uważasz, że popieram ideę downloadu.
    Oczywiście, że nie.
    Odkąd sięgniemy historią wstecz, istniała kradzież. Ja pomimo wszystko rozróżniam kradzież dla dobra materialnego i dla satysfakcji intelektualnej. Jasne, ze to i to jest złe. Ale skoro mówimy o skazie w społeczenstwie to ja wolę już tę drugą opcję.
    Nie jest mi łatwo pisać cos takiego, bo to nie ja jestem okradany, więc nie spodziewam się Twojego poparcia.Pozwól, że będę kontynuował.
    Krzysztof Zanussi użyl terminu "niepisane publiczne przyzwolenie". Pasuje to do naszej rozmowy. Czyn jest zly, jest grzechem jak zwał tak zwał, ale jest to ciche przyzwolenie o pozornie nieszkodliwym czynie.
    Zresztą czy ktokolwiek nazywał Janka Muzykanta złodziejem? Czy nie bronimy LATARNIKA, który zaspał i spowodowal katastrofę? A petycje aby bronić Polanskiego, że to wcale nie pedofil. A seks przedmałżenski? Widzisz więc, z punktu widzenia ofiary prawo jest prawem i nie wolno go łamać. Od strony powiedzmy, "życiowo-fabularnej" robi się z tego złożona sprawa. Dlatego komiksiarze Polacy winni zaakceptować, że z powodu niskiej płacy, pewien procent czytelników wybierze piracenie.
    I jak pisałem powyżej, zawsze bedzie ktoś poszkodowany i ten co zyskuje coś tanim kosztem.
    Może to specyfika gatunku?

    Mistrzu Zagłady. Jeszcze raz. Przepraszam, ze może niewłaściwie uzyłem Twoich słów. Sam jestem po troche wydawcą i decydując sie na ten krok, musialem założyć piracenie komiksów Ważki. Co ciekawe, na razie jest chyba spokój:) Może moje komiksy są słabe?
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. KRW:

    Ależ ja uważam podobnie i nie ma z czym polemizować. DOSTĘP nie jest równy posiadaniu, ale oponenci piractwa czują się okradani nie ze swojej sztuki, ale z potencjalnych zysków, które wynikają właśnie z posiadania. Co ciekawe, twórca początkujący (nie twierdzę, ze to Mistrz) paradoksalnie więcej zyskuje na tym, gdy jego tytuł zostaje jak najszybciej udostępniony w sieci. Nieufny klient ma szanse zapoznać się z jego sztuką, i istnieje spory procent , ze następnym razem pokusi się o wersję papierową. Zresztą Mistrz sam wspomniał, że Morfium miało kontent/promo w sieci, więc chyba sprawa jest jasna.
    Zgadzam się także w kwestii bibliotek. Pasuje teraz robić wszystko, aby w sieci pojawiała się coraz większa oferta komiksów i coś się w tej sprawie rusza. U nas może to być Pingwin śledzia.
    Ale to w sumie oczywistość.
    Cała ta pisanina, tak naprawdę służyła po to aby stwierdzić, że piracenie to efekt uboczny, który może mieć zarówno dobre jak i złe skutki, ale to nie on tak naprawdę stoi za slabą sprzedażą medium.
    pzdr

    OdpowiedzUsuń