czwartek, 14 kwietnia 2011

Jûsan-nin no shikaku (2010), reż. Takashi Miike

albo "13 Assassins"

Nie podobał mi się. Rozczarował, po kapitalnym początku coś zaczęło się psuć. Od momentu bitwy po kretyńskie zakończenie, film przestał mi się podobać zupełnie. Ot kolejny przeciętny remake. Czyżby najnowszy obraz Takashiego Miike, doceniony w Wenecji miał być tylko potwierdzeniem artystycznej niemocy reżysera. Wygląda na to, że 13 stu Asasynów wbiło właśnie do trumny ostatni gwóźdź.

Paradoksalnie nie jest to zły obraz, więcej to jeden z lepszych filmów twórcy Gry Wstępnej od lat.  Szczerze mówiąc liczyłem na to, że reżyser zrobi mniej więcej ten sam myk, co bracia Coen. Czyli taka niby Chanbara, a jednak nie do końca. Niestety nic takiego nie miało miejsca.  Zanim napiszę coś o 13 Assassins , najpierw kilka przemyśleń.



Twórczość Miike choć ciężka do klasyfikacji cechuje się/cechowała bezkompromisowością. Co lubię w tym człowieku? On w każdym filmie chciał pokazać możliwości kina. Niczym sztukmistrz brał dowolne rekwizyty i układał swoje skecze. Bawił się absurdem, kiczem, przesadyzmem. W jego rękach te rupiecie nabierały nowej jakości. Forma stawała się zaledwie pretekstem. Niczym kościelny odpust parafialny, filmy Miike cechowały się przesytem, ale właściwie czego? Przesytem widowiskowości. Śmieszne, ale to jeden z jego znaków rozpoznawczych opanowanych do perfekcji. Miike kocha kino i pragnie, żeby było to widoczne w jego filmach. Jego obrazy to odtrutka na „holyłódzki” blichtr, na europejskie kino społecznie zaangażowane, wreszcie „usmarkany paluch” skierowany w stronę krytyków ceniących kino oszczędne. Oglądając jego filmy czuliśmy materię filmu od kuchni strony. Lubił stosować dłuższe statyczne ujęcia. Lubił bawić się estetyką kina gatunkowego, lubił tandetne efekty specjalne. Łamał tabu, przekraczał granice dobrego smaku, czyniąc z tego tematy uniwersalne.
Pasowałoby umieścić jakiś przykład, jednak który będzie najbardziej adekwatny. Cokolwiek napiszemy i tak będzie to zaledwie muśnięcie tematu. Czy mój ukochany Visitor Q forma taniego kina niezależnego. Czy Ichi the Killer, adaptacja kultowej mangi. Czy trylogia Dead or Alive? A co zresztą obrazów, którykolwiek danie nie weźmiemy do ręki, zawsze któryś jego składnik nie zostanie wymieniony w jadłospisie. Miike kocha nas zaskakiwać.

Hero?


W ostatnich latach (ogólnie mówiąc od A.D. 2000 ) coś się zaczęło psuć. Osobiście brałem to na karb zwykłego wypalenia, ale może chodziło o coś więcej. Obecnie uważam to za efekt koniunktury. Parafrazując Jörga Buttregeita, kiedyś kino niezależne cieszyło się dużo większym powodzeniem. Kręciłeś film przez 10 lat, a ludziom to imponowało. Obecnie nikogo to nie obchodzi, na nikim nie zrobisz wrażenia. Reżyser Necromantika w sposób prosty i banalny wyjaśnia, co spotkało Takashiego Miike. Czasy kręcenia kamerą video minęły, podobnie jak wszelkich niszowych produkcji. Teraz Miike musi kręcić rzeczy poważne, Miike musi kręcić obrazy które ładnie wyglądają. Miike już nie może szaleć i ma to być dochodowe. Nie wiem jak obecnie wygląda sytuacja z japońskim kinem niezależnym, nie wiem co reżyser MOŻE a co by CHCIAŁ. Czy kinematografia kraju kwitnącej wiśni również próbuje przejść na sprawdzony level remaków?

Jak inaczej mam ocenić film 13 Assassins. Przez pryzmat zdjęć? Fabuły? Pasuje teraz obejrzeć oryginał i doszukiwać się autorskich innowacji reżysera. Z drugiej strony czy lepsze nie jest wrogiem dobrego? A właśnie, w „najbliższym” Cannes będzie wyświetlona kolejna projekcja Miike, HARA KIRI. Takich filmów się nie przekręca od nowa, (chyba, że zrobimy coś w stylu Złego Porucznika Herzoga). A za reżyserię odpowiada jeden z najbardziej bezkompromisowych twórców ostatnich lat. Nie umiem o tym nie myśleć, bo na 13 Zabójcach i Hara-Kiri sprawa pewnie się nie skończy.

A teraz kilka słów o filmie. Ujęcie otwierające i widzimy ni mniej ni więcej tylko Harakiri. Trudno chyba o bardziej dosadne preludium. Dalej będą dominować oszczędne ruchy kamery, (w zaokrągleniu pierwszej połowy filmu). Takie coś można spotkać np. w Sobowtórze (w scenie otwarcia) albo w Rashomonie. Nieruchoma kamera filmuje postaci. Królikiewicz pisał o tym, że gdyby wyłączyć fonię, obraz nic by stracił. To nawiązanie do teatru Kabuki. Tą technikę często posługiwał się Miike w swoich starszych produkcjach dlatego te ujęcia, chociaż pozornie toczące się leniwym rytmem, hipnotyzują.
Estetyka filmu, plener, zieleń (albo proste łowienie ryb) bardzo dobrze kontrastuje z powagą sytuacji. W końcu chodzi o dokonanie rzezi, mordu. A tu mamy zielone łączki oraz armia maszerująca w tych ichnich kapeluszach. Trzeba dodać, że w pierwszej połowie filmu dominują plenery kameralne, toteż takie nagłe rozległe panoramy i zdjęcia żołnierzy świetnie uzupełniają fabułę. Pada mało słów, a widz nie czuje pustki. Bardzo dobrze to rozpisano.




Celem tytułowej trzynastki jest prawdziwy zimny drań. Jest nim Lord Naritsugu , brat shoguna. Początkowo drażniło mnie to, jak ta postać jest skonstruowana. Spodobały mi się jego słowa na końcu filmu,(nie chcę spojlerzyć). Podobała mi się jego postawa podczas bitwy oraz przemówienia do swoich samurajów. Jest to postać zła wcielonego. Ja odniosłem wrażenie, że ta postać ma widzowi uzmysłowić, dlaczego epoka samurajów musiała dobiec końca. Reżyser na szczęście pominął detalizm, tak więc (na szczęście) o jego czynach dowiadujemy się głównie z drugiej ręki, a pamiętajmy kto jest twórcą filmu:)
Niestety samurajowie-zabójcy to postacie bezbarwne. Mówię o stronie filmowej, prawdopodobnie takie było założenie, samuraj ma służyć, ginąć za sprawę, a nie „gwiazdożyć”. Wyróżnia się oczywiście „przywódca”, aktor grający lidera Suzuran z Crows Zero oraz ten nie-samuraj z osobliwą procą a' la król Dawid.
Podczas trwania tej bitwy często traciłem z oczu twarze bohaterów, zwyczajnie nie nadążałem kto jest kim. Nagle okazało się że z całej armii lorda Naritsugu zostało raptem kilka żołnierzy. Ktoś tam miał przebite gardło, a może to był ktoś inny. Może tu chodziło o jakiś rodzaj poczucia humoru reżysera?
W tym filmie przeszkadzała mi nawet faktura obrazu. Jakoś tak kojarzę sobie video z Miike a tutaj mamy ładny i dopieszczony obraz z cyfrówki, który na mnie żadnego wrażenia nie zrobił. To się nazywa skażenie budżetem.

Dla mnie ten film jest do bólu średni. Pamiętając kim jest reżyser, znając chociaż cześć jego autorskich rozwiązań reżyserskich widz wie, że 13 Assassins niczego tak naprawdę nie oferuje. Nie wyobrażam sobie, żeby osoba nieznająca obrazów Miike zachwyciła się tym filmem. Takie coś na festiwal, ostrożnie zrealizowany, ukłon do niezbyt wymagającego widza. Ładny obraz, przystępna fabuła, dobry motor akcji. Zastanawiam się, czy przypadkiem japońska kinematografia nie traktuje obecnie swojej historii jako towaru do sprzedania? Odważna i chamska teza, wiem. Nawet jeżeli tak jest w istocie, nie przeszkadza mi to. Mogę oglądać te rimejki i niechaj robią ich jak najwięcej. Chciałbym jednak aby zajął się tym ktoś inny. Ktokolwiek, byle nie Takashi Miike. 



 


2 komentarze:

  1. Wiadomo, że przeszłość reżysera to fajny kontekst, można poszpanować wiedzą, tak jak ja to niedawno zrobiłem. Ale po co odbierać nowy film tylko przez pryzmat starszych? Takie wrażenie tu odniosłem. Nowy Miike to czysta rozrywka. Ja się super bawiłem. Nie wydaje mi się, by "uniegrzecznianie" tego filmu miało sens, choć i tak trochę typowej dla Miike groteski tam było. Piękne zakończenie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekaw jestem czy w wersji oryginalnej była ta kobieta pisząca ustami.
    Mam problem, bo nie wiem jak ten film zjeść.Taka neo chanbara? Rozrywkowo to ja odbierałem Crowsy i dlatego nie miałem pretensji o jej charakter. Tutaj mam wrażenie, że Miike nie jest autentyczny.

    Ja szpanuję, toż to samego ogólniki są:)

    Nie wiem jak Ty, widziałem trochę tych Miike filmów, większość po kilka razy i nawet Sukijaki obejrzałem sobie kilka tygodni temu:) A do tych Zabójców nie mam ochoty wracać. Przynajmniej na razie.

    "Wiadomo, że przeszłość reżysera to fajny kontekst..."

    No ale to już niczyja wina, że Miike ma nazwisko, dorobek, swoje miejsce w kinematografii. Logiczne jest, że człowiek podczas pisania recek, nawert najmarniejszych poratuje się dorobkiem:)
    Powiem ci, że bardziej mnie boli remejk Harakiri niż ten film.

    OdpowiedzUsuń