To tak jak z Zabiciem Ciotki. Szukam, szukam i nic, a tu nagle jest. Szkolnych etiud Darrena Aronofskiego też byłem ciekaw, choć może nie aż tak. Oto dzisiaj kolega Walkiewicz na FW zdradza ku zdziwieniu swojego rozmówcy (sam wielki Darren A.), że na YT te etiudki szkolne są. I są świetne, dodaje. Znalazłem dwie. Proszę, oto one.
No time
oraz
Fortune Cookie.
P.S. Podobno najlepsza czyli Supermarket Sweep też jest, ja nie jestem pewny, jak macie ochotę pogrzebać to proszę o linka, bom ciekaw jednak tego trochę jest.
P.S.2 Jak dla mnie te dwie pozycje nie oszałamiają, ale coś tam widać. Potencjał na (dobrego?) reżysera widać. Podoba mi się to, że w przeciwieństwie do szkolnych arcydzieł (to nie sarkazm) naszych lokalnych "gwiazd", nie widać silenia się na "emocjonalizm". Zwykła zabawa, a daje radochę zarówno dla twórcy jak i dla widza.
O jakich szkolnych arcydziełach jakich gwiazd mowa?:]
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=pGArTz45ajI
OdpowiedzUsuńTaki przykład, dużo tego jest.
Ale to etiuda operatorska.
OdpowiedzUsuńA co powiesz o tym: http://www.youtube.com/watch?v=v7R85C2AxTo ?
Tak, potem zobaczyłem, że to operatorskie. Wiśniowa jest bardzo dobra, lepsza niż dwa filmy Darrena razem wzięte. Chociaż trochę przerysowane to mi sie wydawało. Za bardzo.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń??
OdpowiedzUsuńTe patologie to przecież u nas norma. Moralny niepokój forever.
A Wiśniowa naprawdę aż tak Ci się podobała? Dla mnie 6/10 :>
Podobało mi się, ale szału nie ma. Jednak, umiejetnie to jest zrobione. Nie ma powodu do wstydu, koleś po prostu miał pomysł na fabułę i robił możliwie wszystko, żeby to rozciągnąć na jak najdłuższy okres czasu plus puenta.
OdpowiedzUsuńPatologie? Pewnie istnieje myślenie, że jak wiedziesz z czymś poważnuym to ciebie zauważą.
A jak te Darreny ci podchodzą, bo coś nie wspominasz?
OdpowiedzUsuńBo nie podchodzą. Cookie obejrzałem z 10 minut, No Time ma mniej błędów realizacyjnych + fajną muzyke, obejrzałem aż 15 minut. Niezbyt to zabawne jak dla mnie, a chwilami zwyczajnie debilne, szczególnie No Time. Nie dziwne, że przestał kręcić komedie, skończyłby jako twórca American Pie Osiem. To nawet nie wygląda na film studencki, zwyczajne videofilmowanie :> Może jestem slepy, ale nie widzę żadnego talentu w tych filmikach.
OdpowiedzUsuńChciałbym zoabczyć studenckie filmy braci Coen. Podobno byli zupełnie przeciętnymi uczniami na roku.
Obejrzałem wszystkie filmiki i tak:
OdpowiedzUsuń"No time" zalatuje mi i to mocno "Kronikami Seinfelda". Tak jakby po tym jak im się popsuło tv, zaczęli w zastępstwie robić podobnie dziwne rzeczy jak w serialu. Ale u Aronofskiego wszystko jest o wiele bardziej groteskowe i mniej spójne. Nie składa się w spójną całość. Mało tu czuć pieprzniejszy jego styl, może trochę w montażu. Takie sobie.
"Fortune Cookie" lepszy, ale ogólnie jakość zdjęci odziera ten film z siły przekazu. Wydaje mi się, że mógł być o wiele krótszy, nie za ciekawe zakończenie. Za to widać wiele rozwiązań stosowanych w późniejszych filmach. Obsesyjne konsumowanie ciasteczek oraz to jak główny bohater wędruje: statyczny kadry z przemieszczającą się postacią, było to później w "Requiem dla snu". Z inspiracji stawiał bym na dokument "Domokrążca" z 1969. Klasyk dokumentu.
To mały klip jak Darren pracuje:
http://www.youtube.com/watch?v=cc3yYlmHoPI&feature=related
Co do wiśniowego to porządnie zrobiona rzecz, może nic wielkiego, ale na tle wielu polskich produkcji robionych na odwal się, widać tu wyjątkową staranność wykonania. Trzeba czekać jak podbije polską widownie jakimś filmem rozrywkowym nieobrażającym inteligencji widza. Po tym filmie widać, że jest gotów na pełen metraż.
Co do patologi w polskim kinie, przed i za kamerą to jak opowiadał mi kolega po sensie etiud studenckich, student z zagranicy powiedział, że nie przeżył nigdy tak depresyjnego wieczoru i idzie się napić. Sam kolega, na zaliczenie postanowił zrobić co bardziej optymistycznego, ale wyszedł mu film będący połączenie filmów Jackie Chana z Davidem Lynchem. Sam troszkę maczałem w nim paluszki, ale nie za bardzo. W rezultacie za ćwiczenie dostał 6, bo spełniło wszystkie założenia. Film kosztował całe 400 zł, a większość z nich poszła na bluzkę i wodę do picia dla ekipy.
OdpowiedzUsuńFreudowska pomyłka:
OdpowiedzUsuńmiało być późniejszy styl, a nie pieprzniejszy styl.
Choć w odniesieniu do tego filmu to może nawet adekwatne określenie.
Normalnie aż poczułem się dumny i pochwalę się, że Wiśniowa to film kolegi. Ale serio nie rozumiem takiego zachwytu.
OdpowiedzUsuńW Łodzi znajdzie się jeszcze kilka ciekawych filmików co jakiś czas, mimo dominacji patologii. Ale zgaduję, że to wina wykładowców, nawet jesli nie są fanami patologii. Podczas egzaminów przez lata dopuszczali kandydatów stawiających na realizm i problemy dnia codziennego. Na zwyczajność porządnie opowiadaną. No i potem lawiną filmów o ciąży i rodzicach alkoholikach. Ale teraz stawiają podobno na bardziej artystyczne zadęcie. Zresztą Muciu wie na ten temat trochę więcej.
Jeremiaszu
OdpowiedzUsuńMnie np. podobało się to dokumentalizowanie czołówki i napisów końcowych, no i niezła była pierwsza część. To lubie, ponieważ jest pomysł, który maskuje braki warsztatowe czy tam jakieś inne niedogodności techniczne. Patent z tymi szumami sam robiłem w moim debiuciku, to super sprawa, kiedy chcemy ukryć coś, co nam się niechcący w kadrze pojawiło. Na dodatek artystycznie wygląda:)
Co do Cookie to chyba zawinił scenariusz. PO piewrsze przeglądalem kiedyś twórczość Huberta Selbyego Jr, ten facet pisze poważnym stylem, zatem podejrzewam, że ten filmik zawdzięcza swoją długość właśnie temu, że Darren chciał opowiedzieć tę historie do konca, ale wyszło mu coś "autorskiego". Sam miejscami meczyłem sie oglądając to. Nierówne i za długie, to prawda.
Marcin
Tak coś czułem, że to twój znajomek, i powiem ci szczerze, że ja bym ten film troche podkrecił, poprawił by troche ten dialog, ale wstydu nie ma. Naprawdę, dobrze są te akcenty fabularnie porozkładane, serio, tyle, że za dużo tego przerysowania było. Za dużo.
Marcinie
OdpowiedzUsuńDorzucę jeszcze, że videofilmowanie urosło do rangi sztuki u Korine'a. Zależy też jeszcze co, w jakim kontekście ten No Time powstał. Dla mnie to ewidentna zgrywa. Rzecz dla jaj zrobiona. Film twojego kolegi jest zrobiony o wiele lepiej. Jak nie za bardzo trawie Darrena, ale nie sądzę, żeby ten facio miał aż takie braki w warsztacie. Tego No Time, to się często nie wspomina w filmografii Aronofa:) Zaś Cookie to chyba jego debiut był, tutaj sie zgadzam z tobą.
Ogólnie trudno oceniać wczesne filmy kogokolwiek, to pierwsze kroki, niepewne, chwiejne i mało efektowne. Zresztą mam zboczenie w oglądaniu wczesnych filmów, znanych twórców, poprawiają nastrój i człowiek sobie myśli: "Może i ja kiedyś nakręcę coś dobrego".
OdpowiedzUsuńBo to sympatyczny film, a taki nie tak łatwo zrobić. Można się przyczepić, że główny bohater to typowy polski snuj, ale w przeciwieństwie do wielu polskich filmów wokół niego dzieje się wiele ciekawych rzeczy. No i najważniejsze pokazując te różne osoby może portretuje je stereotypowo, ale bez wyższości. Widać w nim ciekawość wobec innych ludzi, to nie jest za częste.
Co do ty ciąż, to przypomniała mi się moja jedyna wizyta łódzkiej filmówce, poszedłem tam z tym właśnie wspomnianym wcześniej kolegą. Osoba prowadząca spotkanie ciągle jako przykład tematu do nakręcenia filmu przywoływać niechcianą ciąże, raz mogłem to zrozumieć, ale facet powracał do tego tematu ciągle i się zastanawiałem jaką on musiał przeżyci, że ciągle wraca do tego tematu. Tak wyglądało moje jedyne bezpośrednie zetknięcie z szkołom filmową. Potrafią do siebie zrazić.
przeżyć traumę
OdpowiedzUsuńJa także mam słabość do tych pierwszych kroków w filmie. Wg mnie dominuje alkohol, bezrobocie, niechciana ciąża też, ale orientacja seksualna:) Mój znajomy, o którym wspomniałem mówi, że wynika to z pozornej chęci przypodobania się publice. Jeżeli film etiuda trafia na jakiś przegląd, twórca nie adresuje je na konkurs, ale do publiczności od seriali. Krótko mówiąc liczy, że komisja Jury niczym ekipa od oskarów, zachłyśnie się uniwersalnym przesłaniem. Jednak taki Dom Zły albo Wesele to ciekawa odmiana.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno, irytuje mnie postać głównego bohatera, taki ustalony odgórnie stereotyp, jak w filmie kolegi Marcina. Przystojny, ale bez przesady, mówiacy mało, z grzywką. Brak ikry w tej postaci. Dodam, ze czesto muszę oglądać sceny jak bohater pali papierosa, bawi się komórką, nosi kaptur, albo słucha mp3 jki. Brak mi ciekawego rysu psychologicznego.
Proszę, oto filmik Mateusza Głowackiego, tego z FW, którego Latający Pies darzy wielką estymą:)
http://www.youtube.com/watch?v=Hn1f2Q6w124
Fajny. Wolę to od Wiśniowej, bo w niej jakaś sztampa się pojawiała, a tu nie.
OdpowiedzUsuńKońcówka miażdży. Ale Wiśniowa też dobra.
OdpowiedzUsuńKarkołomny pomysł, wziął coś co było chyba z 100 razy pokazywane w offowych filmach. Ja to nazywam dramat ławeczkowy, nawet Marcin jak pamiętam poprawiał scenariusz do filmu tego typu, o tej studentce ASP. Nawet ja sam jak zobaczyłem coś podobnego napisałem swoją wersje, było podobnie nieporozumienie, a później wyzwiska. U mnie wyzwała dziewczyna.
OdpowiedzUsuńCo do film jest świetnie wyreżyserowany, Głowacki trzyma wszystko w garści, panuje i to czuć. No i te małe niespodzianki, takie głupie i typowe ujęcie, a następnie większy plan. Jest niespodzianka, bo widz nie spodziewa się tego jak oni siedzą. Mała spraw a świadczy o reżyserskiej zręczności, bardzo pomysłowo wykadrowany, jesienna kolorystyka. Bardzo ładnie. Ilość zwrotów akcji, w tak krótkim i błahym filmie budzi podziw. Ważnie, że żaden z tych zwrotów nie jest wymuszony, ale wydaje się konieczny w konsekwentnym opowiedzeniu tej historii. A końcowa scena kiedy on mówi, jest to momentami nieprzyjemne, widz czuje się niezręcznie i końcowy wybuch jest jak policzek dla widza. Dziewczyna w tej scenie niesamowicie realistycznie gra, jakbym to widział na żywo. Można się trochę uczepić, że taki prosty chłopak tak ładnie mówi, za wyraźnie, przydała by się mała wada wymowy, no ale nic. Taką końcówką wydaje się jakby reżyser zaczął krzyczeć do sentymentalnego widza, chuj ci w oko. Ogólnie to taka wariacja na temat "Krótkiego filmu o miłości" Kieślowskiego, na początku "kocham cię", a na końcu, ale już wulgarnie "już nie kocham". Ciekawe jak sobie poradzi z dłuższą i bardziej skomplikowana historią, starczy mu cierpliwości?
Tak się zastanawiałem co do Wiśniowego, w napisach pojawia się postać Żydówki, to ta starsza pani, którą niby broni łysy na tle napisu jebać żydów? Trudno to odgadnąć.
Co do "bohater pali papierosa, bawi się komórką, nosi kaptur, albo słucha mp3" to spójrz na ten tekst o polskim kinie i zdjęcia młodych twórców, czy nie przypominają tego co napisałeś:
http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=71729
Dla mnie takie postacie, takie snuje jak w wiśniowym to persony reżyserów, którzy podążając za tekstem z Stopklatki robią jedynie "szedłem ulicą, popatrzyłem komuś w okno, zobaczyłem sytuację, która mnie zainspirowała, przeczytałem zdanie w gazecie". A na koniec nakręcił o tym film. W takim bohaterze nie ma życia, taki gapiący się niemy facet (kobiece postacie są zwykle bardziej energiczne). Trzeba go nasycić jakimś fobami, wadami, tak to nic ciekawego. Jedyny raz gdy to się udało to filmie Koszałki "Takiego pięknego syna urodziłam". Reżyser i bohater leży na tapczanie jak z wiersza Tuwima, aż chce się zacytować "na tapczanie leży leń nic nie robi cały dzień", a z drugiej jest w nim coś z figury Chrystusa zdjętego z krzyża. Pieklenie przewrotny film.
O tym właśnie mówię. Dominuje stereotyp, powielany schemat, już dawno nastąpił przesyt. Chociaż etiuda Głowackiego fajnie się wyróżnia.
OdpowiedzUsuńNo i nie chcę brzmieć moralizatorsko, a;e z tym czytaniem to racje kurwa mają. Niestety.
OdpowiedzUsuńNo trochę takich ławeczkowych historii się znajdzie, ale niewiele tak ironicznych i przewrotnych. Tak mi się wydaje, mało oglądam offu i polskich form krótkich ogólnie. A to przyjemnie zaskakuje.
OdpowiedzUsuńW Polandzie brakuje rozpierdolu. Jak w Restarcie nie zrozumieją w końcu, że trzeba im kilku schizofreników do ekipy, to chuj w całą inicjatywę.
Przeczytałem trochę tego wywiadu. W jednym na pewno mają rację, problem zaczyna się podczas edukacji filmowej. Umiejętność pisania scenario, to u reżyserów wymagana podstawa, a porównajmy warsztat franc nowofalowców do brytyjskich Młodych Gniewnych i wszystko jasne. To nie powinna być podstawa, bo to inna bajka. Ale z drugiej strony sami chcą, by reżyserzy wiedzieli wszystko o np. teatrze, fotografii czy literaturze. Nie kumam tego. Rozumiem zna c się na wszystkim po trochu, to jak najbardziej, ale mieć wszystko w małym palcu, to trzeba mieć niezłego jebla. A przeogromnej wiedzy z tych wszystkich dziedzin oczekują na egzamach do szkół filmowych. Pytanie tylko na co się trafi, tak więc zwyczajna kwestia szczęścia czy zapytają Cię o teatr Ionesco czy fotografię jakiegoś Rumuna. I jak to ma się do reżyserowania? To jest śmieszne.
Sztuka, a wiec także film ściśle kolaboruje z innymi jej rodzajami. Nie nauczysz się pisać dobrego scenariusza jeżeli nie pojmiesz istoty dramatu, albo unikasz literatury. Ja zresztą nigdy nie twierdziłem, ze trzeba się na wszystkim znać. Trzeba być otwartym, elastycznym, nie robić uników. Wg mnie maja rację.
OdpowiedzUsuńAle ja o jednym, Ty o drugim.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj cały wywiad.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem. Ty przeczytaj jeszcze raz co napisałem.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem, ale związku z wywiadem wielkiego nie widzę, albo coś mi umyka. Kosmos cytując ciebie samego.
OdpowiedzUsuńMoże to przez to, że po raz setny rzucam palenie:]
OdpowiedzUsuńW każdym razie ten Twój komentarz "Sztuka, a więc także film..." zdaje się wyjaśniać mi sytuację, której wyjaśnienia nie potrzebuje, o czym gdzieś tam wyżej sam wspomniałem. Masło maslane się nam zrobiło hmm
Moim skromnym jeśli filmowiec nie interesuje się innymi niż film dziedzinami sztuki, to nie powinien być filmowcem. Ale za fatalny błąd uważam podejście jury szkół filmowych (z którym skojarzyło mi się podejście twórców Restartu), które od kandydatów wymagają zbyt dużej wiedzy, przez co na pewnym etapie wszystko zależy od szczęścia.
Na cholere rzucać palenie. Jak kasy brakuje, kupić kilo tytoniu na czarną i gra:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, jednak pamiętaj, że kiedyś,kiedy nie było kamer cyfrowych ani video, potencjalni kandydaci musieli mieć ze sobą tekę scenariuszy, opowiadań, wierszy, rysunków,...
Byli odpytywani z wiedzy ogólnej o sztuce, i chociaż zgadzam się z tobą, że spektrum do nauki jest zbyt obszerne, jednak np. wyrobić sobie zmysł obserwacji, analizy danego dzieła, jest do ogarnięcia. Jak napisałeś o tym zdjęciu, to mnie się wydaje, że mozę nie tyle chodzi o podanie autora, czasu zrobienia itede, tylko o jego cechach charakterystycznych.
Ciekaw, że kiedyś jednym z warunków przyjęcia do filmówki było świadectwo ukończenia innych studiów.
Mój znajomy twierdzi, ze kiedyś się dostać było jeszcze trudniej, bo czlowiek za cholerę nie potrafił się porządnie przygotowac. Mogłeś przynieść tekę z tysiącami szkiców i dwa tomy poezji, 10 skryptów i nic by to nie dało. Teraz to chyba pierwszy etap to selekcja prac/etiud, tak?
Niestety chodzi także o podanie nazwiska autora, czasu zrobienia itd., tyczy się to też pozostałych dziedzin. Przynajmniej ja tak miałem i o czymś takim słyszałem. Mój przykład: komisja pyta mnie o Hasa, Tarkowskiego, Ionesco. Nawijam jak potłuczony, bo znam ich na tyle dobrze. Jestem szczęśliwy, że na te nazwiska trafiłem i wtedy pytają mnie o twórców, o których w życiu nie słyszałem i cała moją gadkę szlag trafia (chodziło właśnie o światowych fotografów oraz jakichś współczesnych pisarzy teatralnych). Przykład koleżanki, która studiowała kulturoznawstwo: wchodzi, pytają o tytuł pracy magisterskiej, mówi, że kino skandynawskie. No to jeden z jurorów rozmawia z nią o tym kinie (o niczym więcej) i rozmowa klei się elegancko, dziewczyna zna się na rzeczy. Dziękują jej, wychodzi szczęśliwa, okazuje się potem, że i tak nie przeszła dalej, nigdy nie dowiedziała się dlaczego. Co jest? Miała kiepską dykcję? Przykład koleżanki, która zdawała akurat na montaż (i montuje naprawdę zajebiscie): wszystkie sprawdziany przechodziła bez problemu, ale przyszedł czas na rozmowę i okazuje się, że nie zna klasyki kina dokumentalnego. No to odpada i to, że dziewczę sztukę montazu ma w małym palcu się już nie liczy. I jak tu potem nie być sfrustrowanym megalomanem?;)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy tak jest w zagranicznych filmówkach.
Pierwszy etap w Łodzi to, o ile się coś nie zmieniło w ciągu ostatnich dwóch lat, nie wiem, to selekcja scenario (fabuła + dokument), zdjęć tematycznych i etiud. Też kwestia szczęścia, na co chyba najlepszym przykładem będzie ten mój ziomek od Wiśniowej Historii, który zdawał tam dobre trzy lata. Otóż razem z nim na rok dostał się pewien Litwin, to było jego pierwsze podejście. I co? Kiedy przyszła pora na nakręcenie pierwszej szkolnej etiudy, Litwin nie miał pomysłu. Kombinował coś z jakimś potworem w katakumbach, który gwałci uciekającą kobietę. Czemu? "Bo jak nie wiem co wymyslec, to wymyslam gwałt" - to jego słowa, bez kitu. Następnie zniknął. Po miesiącu tajemniczej nieobecności wysłał mejla dziekanowi, że pojechał na Litwę szukać inspiracji.
Wrócił po dwóch latach, żeby zdawać na operatorkę (poznał go wówczas nasz znajomy Muciu, który był tam wtedy na reżyserskich egzamach).
Przypomina mi się tu pewien cytat, już nie pamietam czy powiedział to Zanussi czy Kutz, ale brzmiało to mniej więcej tak: "Znałem ludzi, którzy o reżyserii filmowej wiedzieli dużo więcej niż ja. Ale nigdy nie udało im się nakrecić choćby jednego filmu". To wbrew pozorom wcale nie odnośnie tego Litwina;)
Mnie się ten Litwin podoba, a ty podobno lubisz schizofreników:)
OdpowiedzUsuńCiekawe jest to co mówisz, o tych egzaminach, daje to do myślenia. Jednak koncepcja tych z Restartu dotyczy między innymi pracy zespołowej.Zgadzam się z nimi, przykładem niechaj będzie ten kolo od Gwiazd w czerni, co nie miał kasy na ekipę. Chodził i błagał ludzi, np kaskaderów i ci jak mieli czas to łaskawie odwalali jakąś tam robotę. Niby za free, ale z reguły na odpierdol. Ja nie mam złudzeń co do tego filmu. To ciekawe, że łatwiej jest pozyskać za grosze dobrego aktora, sam coś wiem na ten temat, niż nawet przeciętnego operatora. Biorą sobie nawet do 1000 za dzień, i osobno doliczają za sprzęt.
Bo wkład rzeczowy to już koprodukcja.
OdpowiedzUsuńTak to jest z tą mamoną. Nawet w "undergroundzie" znajdziesz typów, którzy jesli już zaczęli na czymś zarabiać, to po znajomości za darmo już ciężko.
No o restartowa brać, to w wielu miejscach rację miała, jak mi się zdaje. Tylko naprawdę wkurwia ten żal za niedostateczną wiedzę, ale widocznie restartowcy nie mieli do czynienia z absolwentami filmówek (?!)
Powinieneś im to wybaczyć:)Oni to robią dla idei
OdpowiedzUsuńWiecie z tym brakiem wiedzy który wykazują ci z Restartu, że polscy twórcy nie czytają, nie oglądają filmów to może być trochę mylne wrażenie, czemu? Jest tak maniera wśród młodych filmowców (i nie tylko), siedzą cicho na spotkaniu, nic nie mówią, a ktoś coś tam pieprzy oni w myślach czytałem to, widziałem to. Taka głupia wyższość, bo ja nie wierze w to, że nie oczytani, ja bardziej podejrzewam niechęć do dyskusji połączoną z podejściem "wiem lepiej, więc po co mam mówić". Mam pytanie, czy zdarzyło wam się, czytać jakiś wywiad z polskim reżyserom który zachwyca się jakimś filmem, lub innym dziełem sztuki. Mi bardziej niż schizofreników w kinie brakuje prawdziwych zapaleńców, którzy powiedzą chcę kręcić filmy, bo inaczej oszaleje. I ktoś taki kręci filmy, zwykle się to kończy tym, że nazywa się Uwe Boll. Ale nawet on budzi we mnie podziw, czemu? Patrzyłem na jego filmografie i co, prawie od 10 lat pracuje z tymi samymi ludźmi, to musi budzi podziw. Filmowiec to człowiek, który kręci filmy, a nie rozmyśla o tym co nakręci, a czego nie. Bo chce być wielkim artystą. Jak się to się kończy w polskich warunkach, przykład: Filip Zylber. Nakręcił film "Pożegnanie z Marią", film wygląda tak jakby twórca miał ok. 70 lat i to było jego pożegnanie z widownią. Rezultat: wypalony Zylber nakręci jeszcze jeden film, a później będzie trzepał seriale najgorszego sortu. Ku przestrodze.
OdpowiedzUsuńJa bym w ogóle zrezygnował z kręcenia etiud na egzamin wstępny, zrobił tak jak było kiedyś. Niechaj kandydat zaprezentuje szkic scenariusza, treatment albo scenopis. Albo niech przygotuje konspekt dokumentu i scenariusz etiudy, ale konkretną wiedzę, może nie taką o jakiej mówi Marcin, ale coś prawie to bym zostawił.
OdpowiedzUsuńWidziałbym więcej przyjęć na pierwszy rok, ale sporą redukcję po drugim semestrze. No i pomysł z tymi studiami wcześniej nie był taki zły.
Ja myśle, że jednak zły i podam tu wyświechtany przykład Tarantino, który szkół unikał jak ognia.
OdpowiedzUsuńBiorą tak mało ludzi na rok, bo - jak mówią - każdemu chcą się przyjrzeć z bliska, każdego dorbze poznac, by kazdego odpowiednio nauczyć. Ale przykłąd Litwina niemało mówi o tej ich obserwacji.
Mi się wydaje, że bardzo niewielu filmowców u nas kreci wedle zasady "zrobię to, co sam chciałbym obejrzeć" i to jest jeden z powodów marazmu. Sam się do tego nie stosowałem, jak kreciłem amatorsko (pomijając Bomby) i żałuję, ale mniejsza z tym. No chyba, że kolejni epigoni Kieślowskiego (rozwalił mnie fragment wywiadu z Restartowcami, gdzie ktoś mówi, że nawet Polańskim się nikt w filmówkach nie inspiruje, no ale to faktycznie widac po tych filmach). Kolega mojego kumpla z łodzi (jest z nim na roku) nakręcił taką etiudę, w chuj ciężki psychodramat o nieudanych relacjach ojciec-syn. Rozpierdala formą i klimatem, ale dlatego, że gdyby czegoś takiego użył do nakręcenia horroru, to była by absolutna miazga. a tak mamy neo-bergmanowską nudę. Inny koleś od tego kumpla jest np. mega fanem Fight clubu i niech sobie ten film będzie i pseudointelektualnym tworem, ale jak fajnie byłoby coś zbliżonego zoabczyć u nas. A owy koles - chwaląc się, że Fight Club widział siedzemdziesiąt razy - nakrecił już chyba trzy etiudy o niechcianej ciąży. Widziałem jego pierwszą etiudę - akurat bez ciąży, za to o pewnym niepełnosprawnym. Byłem na takim pokazie w ich szkole, i nie było osoby, która podczas seansu nie wybuchała by co chwilę śmiechem. Nie trzeba chyba dodawać, że film nie miał nic wspólnego z komedią. Koleś dostał się do szkoły za pierwszym razem, tuż po maturze.
Ale ze mnie plotkarz, czytaj szybko Kulturek, bo muszę pokasować te komenty;)
OdpowiedzUsuńNie wolno kasować takich informacji Marcinie. Zresztą bez nazwisk to gówno a nie plotka.
OdpowiedzUsuńTo już wiem dlaczego kolega powiedział, że mój scenariusz opowiadający historie miłosną o zombich nie przeszedł i musieliśmy kombinować dalej.
OdpowiedzUsuńZombie love story? marcin.zembrzuski@tlen.pl - jeśli dalej to masz i chcesz się pochwalić, to chętnie przeczytam:] Też myślałem o czymś takim, ale nie wyszło. Napisałem kiedyś scenario, gdzie po prostu głównym bohaterem jest "świeży" zombiak, który w finale zaczyna mówić, więc go nieumarli towarzysze zjadają. Takie tam. serio, ślij scenario!
OdpowiedzUsuńi to zoabczcie http://www.youtube.com/watch?v=gYxs7Y7ulrM
OdpowiedzUsuńzombie love story, ale na innych zasadach
młode kino australijskie ogólnie jest zajebiste
A tak poza tym, poznałem ostatnio jednego kolesia, starszego nawet od Kulturka (kto by pomyślał?), który wyleciał z Łodzi na II roku. Sporo ciekawych rzeczy opowiada, zastanawiam się czy gdzieś u siebie czegoś na ten temat nie wrzucić.
OdpowiedzUsuńGierałtowskiego też wywalili, chyba na drugim roku właśnie.
OdpowiedzUsuńMarcin wrzucaj, bądź kontrowersyjny, wal mięchem. A właśnie, Jeremiaszu też zdawałeś do Łodzi?
Czytałem kiedyś o jakimś artyście, którego wywalili na II roku, wtedy przerzucił się z kina na inną dziedzinę. Może to o Gierałcie czytałem własnie (bo nie pamiętam za bardzo kto to)? Owy artysta mówił, że był bardzo zafascynowany eksperymentami Godarda, a do tego wrzucał wątki homoseksualne, co dało mieszankę dla wykładowców niestrawną. Hmm?
OdpowiedzUsuńNie, Gierałt jest dumny z tego, ale chyba nie studiował reżyserii. On sie szczyci tym, ze go wszędzie zawsze wywalali, nawet na medycynę zdawał i psychologię. A karierę i tak zrobił, chociaż w Łodzi mówili mu, że nie ma talentu. Nakręcił tylko jeden film. Dokument o dostawie nowego transformatora do miasta. Ale jak mówił to taki socrealniak typowy był.
OdpowiedzUsuńEj, Marcinie skąd znałeś tytuł mojego scenariusza bo to "Zombie Love Story". Fabuła jest trochę inna, raczej chodziło w nim, że ukąszenie przez zombi jest jak inicjacja seksualna. Nawet koledze mówiłem jak ma tłumaczyć, że to nawiązanie do Szkoły Polskiej, że para bohaterów ukrawa się po mieście przed nieumarłymi jak prze Niemcami w czasie Powstania Warszawskiego. On i ona prawię ciągle biegną przez miasto i się nieświadomie uwodzą, a później jest trochę krwawo. Miała to być taka pop martyrologia, bo jak mi się wydaje trzeba przetwarzać klasyków. Prawda?
OdpowiedzUsuńMoże wyśle, muszę to znaleźć i przeczytać bo to z rok temu napisałem. Przy okazji mogę przesłać ten film o kieszonkowcu, ale musiał byś obiecać, że go nie będziesz rozpowszechniać i go skasujesz po obejrzeniu. Film ma 15 mega więc jest w dość ekonomicznej wersji (słaba jakość).
Co do zdawania to nie zdawałem, ale się zastanawiałem. Ale, że filmy robione przez ludzi z filmówki mi się nie podobały, bardziej myślałem o Katowicach, zresztą wydaje mi się, że to lepsza uczelnia. Mój ulubienicy, Koszałka i Smoczyńska, ją skończyli.
Pamiętam ten wywiad to był któryś z najlepszych polskich reżyserów teatralnych, wywalili go ze studiów bo nakręcił film o chłopaku który przygada się koledze z akademika, jak się ubiera i rozbiera. Dość niewinne.
A i to, że tam jest na roku tak niewielu studentów, którymi się tak staranie zajmują. Mi to zawsze pachniało jakimś praniem mózgu. Ale to tylko moje zdanie.
Znalazłem Krystian Lupa. Wytrzymał dwa lata.
OdpowiedzUsuńTo podrzuć ogólnie linka do swojego filmu, tylko jeden mi pokazałeś, ten awangardowy. Chowasz i wyciągasz z ukrycia, dawaj wszystkie naraz:)
OdpowiedzUsuńAcha, serio, ja nie lubię tematów o zombie, ale o golemach na przykład to już bardzo bym chciał coś zobaczyć. Teraz sobie zrobiłem kryminał o neonazistach, też to lubie, mam jakąś slabość do tego neo ruchu:)
OdpowiedzUsuńWampirki mi się podobają, ale nie te o drakuli tylko ci z legend, jeszcze te starsze.
Mój mail jest Jeremiaszu podany, jak masz ochotę na tego kieszonkowca to ja reflektuję również.
OdpowiedzUsuńMam problem z tymi moimi filmami bo ich wcale nie mam. One gdzieś są, ktoś je ma, ale kto? Nie wiem. Mam ten awangardowy, zrobiłem dość karkołomny filmik eksploatacyjny o wodzie, specjalnie źle, ale w sumie nie musiałem się zbytnio starać. Ciekawe kto go ma, bo nie ja. O punkach, mam tylko materiały niezmontowane, oraz wersje która mi się bardzo nie podoba. Moją gdzieś zawieruszyłem.
OdpowiedzUsuńTe żywe trupy, to one się pałętają w tle.
Prawda, Jeremiaszu!:D
OdpowiedzUsuńNie będę rozpowszechniać, skasuję po seansie. No to czekam na mejla:>
A z tym praniem mózgu, to nie do końca tak. Chyba. Np. swego czasu scenopisarstwa uczył na reżyserii tam pewien amerykański dramaturg, który strasznie ich za te społeczno-psychologiczne etiudy opieprzał. To był maniak noir, Nowej Fali itd. Dla większości studentów zwykły oszołom. Problem polega chyba na braku wyobraźni, ekstrawagancji, odwagi. Ten mój ziomek, to jedyny na roku, który kręci kino rozrywkowe. Kocha komedie i horrory, czekam na jakiś slasher, miał w sumie niezły pomysł swego czasu. Reszta to szaropolskie depresje.
Ja też skasuję szybko, słowo:)
OdpowiedzUsuńWysłałem Marcinie.
OdpowiedzUsuńŁukasz:
OdpowiedzUsuńMam jakieś kłopoty z pocztą więc tu napiszę. Możesz go zatrzymać, ale nie rozpowszechniaj. Miałem napisać ciekawostki na temat jego realizacji, ale może później.
Napisz, jedno mnie na początek ciekawi. Oko złodzieja. To taka aktorska uroda czy makijaż?
OdpowiedzUsuńTroche to intryguje.
Uroda. To się jakoś nazywa, ale nie pamiętam jak.
OdpowiedzUsuń