poniedziałek, 22 listopada 2010

Rok w trumnie (1983), Roman Bratny

Nie potrafię przeliczyć ile słyszałem negatywnych opinii na temat Roku. Ta swego czasu mająca doskonałą sprzedaż pozycja była obiektem podobnie jak jej autor wielu, wielu szkalowań i kpin. Trudno jest dzisiaj obiektywnie stwierdzić, na ile są one prawdziwe. Winien wszystkiemu jest Bratny.




Pisarz, poeta, okazjonalnie scenarzysta filmowy, lubiący być na półkach., Pisał dużo, jego proza była aktualna. Jego wiersze się czytało, on sam doskonale odnajdował się w ówczesnej sytuacji politycznej. Doskonale umiał obserwować rzeczywistość, jego proza miała tę nutę cynizmu, nie gloryfikował systemu, ale nie był też łaskawy dla opozycji. Wybrał drogę „od kuchni”. Czytając Rok w trumnie człowiek ma wrażenie, że oto widzi prawdziwy obraz rzeczywistości, bo Bratny umiał to robić. Uchodził, albo starał się uchodzić za sumienie narodu. A jak to wyglądało naprawdę? Filozofia pisarza był prosta. Robić tak aby sobie nie zaszkodzić. Pisać, nie ważne o czym, ważne, żeby temat chwycił. Rok w trumnie opisuje wydarzenia poprzedzające stan wojenny, strajki. Pisarz jednak baczniej się przygląda opozycji, z perspektywy byłego aktora skazanego za morderstwo. Główny bohater wychodzi na tzw przepustkę zdrowotną, ma lewe papiery o chorobie serca no i trafia właśnie na „ten moment”. Widzi śmierć gówniarza opozycjonisty, który zresztą jest jego siostrzeńcem. Sypia z kolejnymi kobietami, a w tle przewija się postać Zenka Siekierki, współwięźnia, który także dostąpił zaszczytu chwilowego opuszczenia „cichej przystani życiowej”.
Zenek wyrasta zresztą z czasem na drugą, najważniejszą postać, będącą jakby alter ego bohatera.
W ogóle sama powieść jest napisana chaotycznie, nerwowo, autor celowo wprowadził ten zabieg, aby jego bohater pozbawiony patosu, cynik i morderca stał się bardziej wiarygodnym świadkiem. O dziwo zabieg ten wyszedł Bratnemu wybornie, czytelnik widzi postać z krwi i kości, który posługuje się zarówno językiem salonowym jak i grypserą, (o wiele prawdziwiej to wygląda niż np. w takiej Symetrii Niewolskiego). Zatem mamy tutaj najlepsze patenty, które z powodzeniem posługiwał się Hłasko, Tyrmand, a nawet i Gombrowicz. Zresztą co by nie mówić, dzisiaj proceder, który uprawiał Bratny jest czymś absolutnie normalnym. Trzeba się wypowiadać na ważne kwestie, stwarzać pozory obytego, mieć znajomości, być na antenie,... Jerzy Urban napisał, że jak Braty puści bąka, zaraz powstaje o tym nowelka. Coś w tym jest,

Jeszcze o pisarzu. Jako poeta, który zaczynał publikować w czasach okupacji łatwo mu było zaprzyjaźnić się z władzą. Używam słowa „zaprzyjaźnic”, które w tym wypadku może wywoływać pejoratywne wrażenie, ale prawdą a Bogiem, wtedy było to normalne. Pisał już o tym Miłosz. Polska Ludowa hołubiła i wspierała wszelkie pozostałości po pokoleniu Kolumbów. Siła socjalizmu wyrosła na gruncie wspomnień ofiar wojny. Najlepszym przykładem był Tadeusz Borowski, który w 1947 publikuje Pożegnanie z Marią. Władza karmiła się nienawiścią tych ludzi, łatwo było nimi manipulować. Brany wybrał jednak trzecia drogę, był na tyle inteligentny, że nie usiłował walczyć z wiatrakami. Czy ta poniekąd tchórzliwa postawa zasługiwała aż na takie potępienie środowiska literackiego? Nie znam stanu majątkowego pisarza, ale w grę wchodziła zapewne czysta zawodowa zazdrość. Rok w trumnie w końcu okazał się nazwijmy to, bestselerem. O dziwo, treść Roku nie uderza w konkretne środowisko. Postacie są umowne, łączą cechy, które można przypasować do wielu postaci, ale nic więcej z tego nie wynika. Chodzi tu o co innego, o zwykłe obalenie mitu Solidarności, której „(...)każdy wiązał wielkie nadzieję. Babcia klozetowa np. wierzy, ze ludzie przestana srać na deskę”. Tylko to Bratny skrytykował, to i olbrzymią naiwność, uległość, zapatrzenie w wielkie, nowe jutro. Czy zatem ten chaotyczny, nieskładny styl, prosty język, zasługuje aż na taką krytykę? Mam, nie wiedzieć czemu ochotę jeszcze trochę w twórczości kolegi Romana pogrzebać. Kto wie,może jego literatura jest obecnie najbardziej wiarygodnym świadectwem tejże epoki.

P.S Jak ktoś ma ochotę zobaczyć, jak ktoś jest ciekawy, bądź też chce wyrobić sobie opinie osobiście, książkę można przeczytać tutaj .

5 komentarzy:

  1. Tu się nie zgodzę, główną osią krytyki Bratnego było to, że ważnym (jedynym realnie przez niego przedstawianym) nurtem solidarności było szczeniackie dążenie do rewolucji i jakieś eskalowanie przemocy co w gruncie rzeczy było tą samą linią obrony jak ta, którą stosował przed i po wprowadzeniu stanu wojennego Urban z dziennikiem telewizyjnym. Zestawiając to z czasem w jakim ukazała się książka (czyli w samym stanie wojennym) i świadomością autora, że o żadne uczciwe polemiki nie musi się w tym czasie obawiać, ciężko nazwać całość tylko tchórzostwem. To rasowe sku*sto.
    Co nie zmienia faktu, że całość czyta się wyśmienicie i z niejaką satysfakcja (tak do połowy, potem trzeba walczyć z odruchem wymiotnym).

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam

    Właściwie uważam tak samo, tyle, że dzisiaj, kiedy ludzie już trochę inaczej patrzą na cały ten zgiełk ze stanem wojennym, solidarność jest rozliczana niekoniecznie chlubnie ze swojej działalności, książka Bratnego staje się taką próbą bycia obiektywnym. oczywiście racja jest w tym co napisałeś, Bratny lubił podejmować takie tematy, pisał na przekór,kto go znał ten wie. W końcu kto go skrytykuje, jednak pamiętajmy kim jest bohater książki. To kryminalista, osobnik bez wielkich zasad moralnych, ten sposób krytykowania sprawia, że postawa Bratnego nie może być brana całkiem poważnie. Pisarz o tym wiedział, dlatego mógł sobie pozwolić na ten "paszkwil". Wyobraźmy sobie, że bohaterem roku jest na przykład działacz solidarności. Wtedy padły by podejrzenia o konkretne sympatie. A Urbana bym sie tak bardzo nie czepiał, jego dzienniki telewizyjne to pewnego rodzaju szoł, on sam nie traktował tego poważnie, po prostu kazali mu być Urbanem, to był. On sam się deklaruje jako marksista z przekonania, ale wiele fajnej krytyki z jego ust padło na temat całego PRL. Uważał np. że każdy powinien móc wyjeżdżać za granice i zarabiać pieniądze, wiedział, ze to moze być kapitał do odbudowy państwa. Z Urbanem tak naprawdę nikt sie nie liczył. Napisał też, ze sporo działaczy solidarności to obrażeni byli komuniści, których pozbawiono awansu, coś w tym też jest.
    Tylko bron boże, żębym nie wyszedł na mecenasa PRLowców:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zarzucam mu braku swady i inteligencji, raczej posunięty do granic cynizm.
    Niczego nie można oceniać w oderwaniu od kontekstu historycznego. Gdyby coś podobnego powstało o roku, powiedzmy 89 albo 2007 pewnie bym to pochwalił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tyle, że z Twoich ust wynika,że Bratny po prostu wyprzedził "epokę". Masz racje, po prostu cynizm, jak mawiał J. Głowacki najlepiej się sprzedaje. Nie dziwota, że tak go ludzie kupowali.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bratny to cyniczny skurwysyn. Czytałem tę książeczkę w akademiku i po przeczytaniu połowy wyrzuciłem przez okno.

    OdpowiedzUsuń