wtorek, 26 października 2010

Kongres futurologiczny (2014), reż. Wojciech Smarzowski

Aż trudno uwierzyć, ile trzeba było czekać nim to zacne dzieło Stanisława Lema poddane zostanie ekranizacji. Wybór nikogo innego jak Wojtka Smarzowskiego na stołek reżyserski wydawał się pomysłem tyle kontrowersyjnym co rokującym nadzieję. Oto twórca Wesela, Domu Złego, Damy z Mazur i serialu Gromu-efekt powinien wyjść przynajmniej zadowalający.



Zacznę od krótkiego streszczenia fabuły, (którą podobno "każdy zna")główny bohater, Ijon Tichy przebywa w republice Costaricanie na światowym zjeździe futurologów. W tle obrad mamy burzliwe demonstracje, ingerencje rządu, porwania polityków i różne, różne okropności. Kiedy państwo decyduje się na użycie gazów halucynogennych, ich ofiarą staje się sam Tichy.

Wojciech Smarzowski wydawało się odczytał Lema trafnie. Obrady futurologów przypominają polskie obrady sejmu, obsadzenie w roli Ijona Tichy Barłomieja Topę było przedsięwzięciem dosyć ryzykownym, w ostatecznym rachunku on i Marian Dziędziel (w roli profesora Tarantogi to najlepsze kreacje aktorskie w filmie). Hotel przypomina Pałac Kultury, ilość roznegliżowanych postaci oraz antypapista przypominają coś, co znamy trochę z Wesela, trochę z Wielkiego żarcia oraz Salo czyli Ostatniego Dnia Sodomy. Niestety, na tym plusy się kończą.

Największy zarzut wobec filmu to halucynacje Tichego. Wiadomo, że Smarzowski miał bardzo utrudnioną wizję, większość ludzi zna zakończenie, każdy czytelnik Lema oczekiwał zatem nie suspensu, a właśnie tego smaczku. Falujący obraz, psychodeliczna muzyka, pominięcie akapitu o transplantacji,... to nie one przecież stanowią tło i sens wszystkich książek Lema. Zamiast tego dostajemy brawurowa ucieczkę przypominającą akcje z filmu Grom na osobistych helikopterach, wybuchy, strzelanina niczym w Resident Evil, a ja się pytam po co to.

Wreszcie sama przyszłość, Smarzowski uspokaja akcje tak bardzo, że mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali serial (albo obraz Sophi Coppoli). Innymi słowy, film ma źle rozstawione akcenty, jest niespójny (już widzę komenty na FW) można spokojnie zobaczyć połowę, by potem iść spokojnie na papierosa. Z Lemowskiego języka niewiele zostało, Smarzowski w wywiadach podkreślał wielokrotnie o wielowymiarowości jego filmu. To fakt, ale to co jest dopuszczalne na gruncie literackim, niekoniecznie wygląda dobrze w przełożeniu na język filmowy.

Mam jednak problem z Kongresem, bo to ważny film, otoczka wizualna miasta (którą podobno kreowało Platine Image) estetyka niczym Tokio, wszechobecne hologramy, lewitujące pojazdy oraz sapiący ludzie...to pierwszy tak dobrze zrobiony film sci fi jaki powstał w naszym kraju od lat. Temat był trudny, Lem jest praktycznie nieprzetłumaczalny, łatwo ogarnąć intencje autora, ale w trakcie pisania zawsze można coś pominąć. Smarzowski pokazał dużo i chwała mu za to, jednak wolę go w jego kameralnych produkcjach przy których podobno panuje "za dużo stresu".


6 komentarzy:

  1. No nieźle;)
    Fajny pomysł, panie Turek. Tylko, że Grom prawdopodobnie nie powstanie, a Smarzowski kręci właśnie film pt. Róża z Mazur:]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kur&a, zapomniałem, jeśli nikt się nie obrazi to umieszczę tam w edit: róze, z mazur jako film dobry, a grom jako serial:)
    A słyszałem, ze staral sie o dofinansowaqnie z PISF dot z Gromu i podobno dostał, ale pewnie za mało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy pomysł, ale warto nad mienić, że Kongres futurologiczny istotnie powstanie (jak już nie powstał) w reżyserii izraelskiego reżysera Ariego Folmana. I będzie sygnowany jako polska produkcja.

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałem o tym i czekam z niecierpliwoscią. Tyle, że to chyba animacja bedzie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  5. No, myślę, że akurat tyle im to zajmie:)

    OdpowiedzUsuń