Witam, jako, ze otwarcie bloga mam już za sobą, pozwoliłem sobie wkleić tekścik o Rysopisie J.Skolimowskiego. Będący pod wielkim wpływem tego pana, zamierzałem ongi umieścić ten tekst na łamach FW, czego zaniechałem i dobrze.
Nie bawiłem się w jakąś zaawansowana korektę, dopisałem linka, chociaż czasem jakieś śmieszne sformułowania mi tam powychodziły, ale niech tam. Jeżeli to się pomocne okaże to miło mi będzie niepomiernie.
Rysopis (1964), reż. Jerzy Skolimowski
JERZY SKOLIMOWSKI RYSOPIS
Trudno jest mi powiedzieć, ile jest blagi, a ile prawdy w wypowiedziach reżysera, który nie wypowiadał się zbyt entuzjastycznie na temat Łódzkiej „Filmówki” oraz prowadzonych tam zajęć. Czy rzeczywiście reżyser postanowił na tzw. „olew” i po prostu cwaniakując postanowił przebrnąć przez kolejny epizod w swoim życiu. W ogóle to pan Jerzy miał życiorys dosyć ciekawy. Chorowity jako dziecko (przeszedł nawet zapalenie opon mózgowych), aby przetrwać wojnę rodzice oddali go do sierocińca. Kilka lat później młody Jerzy wyjeżdża do Szwajcarii po powrocie od razu idzie do czwartej klasy. Podobno miał ogromne problemy w nauce, szkołę ukończył trochę na kredyt. Jednym z bohaterów Rysopisu jest Mundek, były przewodniczący ZMP. Jerzy nigdy do tej organizacji nie należał, zaś potem dzięki matce został wysłany do jednej z najbardziej ekskluzywnych szkół w Pradze. Do tej samej szkoły chodził nieco starszy Milos Forman, zaś kolegą z ławki był Vaclav Havel. W wywiadzie dla „Filmu na świecie” Skolimowski tak określa swoją edukację:
„(...)moje wykształcenie było skokowe i pełno w nim luk, do dzisiaj to czuję. Nigdy nie miałem programu, który by dokądś prowadził. Kto wie, czy to poniekąd nie ukształtowało mojej pracy-bez solidnego przygotowania, za to więcej intuicji i ryzyka w podejmowaniu decyzji.”
Jak ulał to pasuje do postaci Leszczyca.
Skolimowski po powrocie do kraju zaczął pisać wiersze, trenować boks, złożył podanie do Akademii Sztuk Pięknych, lecz nie został przyjęty. Kolejno była Historia Sztuki z tym samym skutkiem, w konsekwencji Jerzy Skolimowski dostał się na kierunek Historia Kultury Materialnej, której nie obronił (znowu Rysopis), według niego „warunkiem przyjęcia (...)było ukończenie innych studiów”.
Żeby nie było, że rozwodzę się nad życiorysem. Wkrótce został „zaangażowany” do napisania scenariusza filmu Niewinni Czarodzieje przy produkcji którego trochę po statystował. Dalej mamy spotkanie z Romkiem Polańskim, efekt współpracy tych dwóch panów jest wszystkim wiadomy, no i wreszcie powstaje Rysopis.
Skupmy się zatem na samym filmie. Postać Leszczyca, bohatera zagubionego, nie umiejącego znaleźć sobie miejsca, szukającego celu, kierunku, takie wnioski nasuwają się nam po wstępnym obejrzeniu Rysopisu. W 1964 Godard (notabene także studiował etnologię) nakręcił już Żyć Własnym Życiem, a Jerzy Skolimowski zabiera się za kino nowoczesne. Pokazuje złomowisko, tartak, ulicę, pokazuje bohatera, który nie prawi morałów, nie jest przesiąknięty wojną światową. Nie padają oskarżenia pod kątem systemu, można oczywiście uznać epidemię wścieklizny za metaforę, ale bohater filmu radzi sobie z tym w sposób całkowicie banalny. Oddaje pieska do uśpienia. Notabene piesek-zabawka z którym bawi się Leszczyc, należący do jego „żony” bardziej kojarzy mi się z odpustową fałszywką. Czymś nierealnym, nie pasującym do otaczającej rzeczywistości.
Kluczową sceną, a właściwą tą, która stanowiła motor i oś całego filmu była etiuda nakręcona w barze. Oczywiście pomysł na to zrodził podczas ćwiczeń z użyciem dekoracji. Zaimprowizowana metoda, której cały patent polegał na zwyczajnej szybie. Trójka bohaterów siedzi przy stoliku kawiarnianym, obserwują ulicę i oto cały widz.. Motyw rozmowy o kobiecych biustach, o profesji Mundka jako stręczyciela, zresztą to jedyny zaangażowany dialog w filmie. Można nawet krytycznie zauważyć, że dialogi z tego segmentu są o wiele lepiej, dynamiczniej poprowadzone niż w innych częściach filmu. Leszczyc jest "bardziej ludzki", mniej filozofuje, rozmowa sprawia wrażenie prowadzonej swobodnie. Jest to chyba najlepiej skonstruowana scena w całym filmie. Tutaj można ją przejrzeć.
Jeszcze o tym piesku, Leszczyc porusza się po omacku. Z jego ust nie pada słowo skargi, ale też widać , że nie jest on szczęśliwy w roli jaką aktualnie odgrywa. Jest on jak ten piesek zabawka dla swojej pani. Kobieta z którą mieszka, traktuje go chłodno, obojętnie. Tak naprawdę tonie wiemy czy jest faktycznie jego żoną. Dwie sceny, które rzucają nam nieco światła na ten układ jest dialog anonimowych kobiet na dachu, Leszczyc który mimowolnie staje się voyerystą podsłuchuje rozmowę opalających się nago dziewczyn. Czy reżyser chciał wprowadzić tutaj wątek erotyczny? Inna sprawa, że bezrobotny ex student nie musi i nie powinien nawet stanowić obiekt pożądania kobiet, Leszczyc dodatkowo żonę okłamuje. Niby dalej studiuje, a tak naprawdę nie ma on bladego pojęcia co dalej z sobą zrobić. Jedna z końcowych scen to ta, w której urządza on klasyczną scenę zazdrości. Oskarżą żonę o zdradę, wypytuje co zrobiła z pensją (sic!),...Ta wzbudzająca politowanie manifestacja swojej męskości kończy się porażką bohatera. Nic on nie wskórał, a łatwo przewidzieć, że owo wyznanie było mu potrzebne, może potrzebował oczyszczenia, albo usprawiedliwienia. A może liczył na uznanie kobiet na dach? Oliwy do ognia doleje Janczewska, pani związana z Mundkiem nazwijmy to zawodowo, a którą bohater Rysopisu decyduje się odwiedzić.
Chciałbym jeszcze poruszyć banalne z pozoru wątki. Do mieszkania Leszczyca przychodzi chłop po butelki, raczy bohatera opowieścią z powstania; opowieścią o niewypałach. Andrzej nie daje wiary tej historii, zdemaskowany pseudo kombatant pospiesznie wychodzi. Czy zatem mamy tutaj próbę rozliczenia się z kinem powojennym, z kinem np. Andrzeja Wajdy. Czy tylko jest kolejna etiuda wmontowana w film, jakie by nie były intencje reżysera ten mało znaczący dodatek pod względem dramaturgicznym jest jednym z najzręczniejszych dialogów w filmie.
Drugim takim, nawet jeszcze bardziej karkołomnym wyczynem młodego reżysera jest scena „tortur”. Nasz „student” ichtiologii po bójce z Mundkiem jest świadkiem morderstwa rybki przy pomocy grzałki do gotowania wody. Ta z pozoru nieistotna scena idealnie pokazuje bezradność bohatera. Jest on człowiekiem przegranym, nie ma zasad, więc i nie ma szacunku wśród kolegów. Po raz kolejny przegrywa, najważniejsze, że rybka cała.
Intrygująca scena, stanowiąca jakby założenie , punkt wyjściowy filmu to oczywiście segment przed komisją wojskową. Przez chwilę mamy nawet subiektywną pracę kamery, która jest oczami Leszczyca. Zawsze zastanawiało mnie, że komisja jest przedstawiona pozytywnie. Reżyser nie tworzy tragifarsy, nie portretuje komisji jako pozbawionych uczuć antybohaterów. Wychodząc z sali Leszczyc słyszy słowa współczucia od kolegów, widz jednak początkowo może poczuć się rozczarowany „zwyczajnością sceny”. Rzeczywiście, cały film można odebrać jako pean na temat bezradności. Rysopis to taki pean na cześć zagubienia. Tak naprawdę trudno dzisiaj ocenić, czy Skolimowski faktycznie próbował nakreślić portret pokolenia bez perspektyw, czy może taki efekt osiągnął dzięki zmontowaniu kilku etiud z jednym, głównym bohaterem.
W filmie są dwie sceny, które mogą to sugerować. Pierwsza to wywiad, sonda uliczna dla radia, zaczepiony Leszczyc odpowiada w taki sposób:
“Chciałbym, żeby stało się coś nieodwołalnego, żeby nie można było się już cofnąć. Ale żeby jeszcze można było decydować, już po wystrzeleniu, kierunek wybrać, szybkość, drogę do celu. No to by było to. Ale to właściwie nie musi być księżyc, bo gdybym na przykład był kierowcą. Na przykład ciężarówki. Jeździć na dalekich trasach, do Jeleniej Góry, Rzeszowa, Kołobrzegu. Mówić dalej? No więc, kilkanaście godzin jazdy, postoje kiedy się chce, ale jest zadanie, trzeba zdążyć na czas. Potem wolny dzień w obcym mieście, chodzi się, za każdym rogiem ulicy jest coś, nie zna się tego miasta, odkrywa się je. To nie musi być księżyc, potem wraca się, albo na inną trasę. Chodzi o to, aby móc z siebie coś dać. Bo czasem są trudne warunki, trzeba zaryzykować, właśnie o to chodzi, żeby móc z siebie coś dać.”
Na to prowadzący:
-Bardzo ładnie, to była próba, a teraz to nagramy
A na to Leszczyc
-A nie to ja dziękuję.
Drugi motyw: „Kamera” biegnie po schodach, prawdo podobnie jest to budynek, w którym mieszka bohater filmu. Widzimy długie ujęcie, kamera mija lokatorów, dochodzi nas głos dziewczynek liczących skoki na skakance. Leszczyc potrąca dzieci
„Ojej byłoby pięćset”. Po czym dziewczynki od nowa zabierają się za pobijanie rekordu.
Pozostawiam to bez komentarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz