czwartek, 20 stycznia 2011

Opowiadania zebrane-Jan Himilsbach



Bardzo się cieszę, że proza Jana Himilsbacha została potraktowana tak jak na to zasługuje. Wydane parę lat Opowiadania zebrane w koszmarnej okładce stanowią chyba większość dzieł tego gawędziarza. Kiedy skusiłem się na zakup tej knigi, przyznam szczerze, oczekiwałem czegoś ala Hłasko. Pijaństwo, bluzgi, kobiety upadłe no i...pijaństwo. Tym czasem, ku mojemu zdziwieniu te krótkie historyjki to kawał pięknej i wzruszającej literatury. Jeżeli miałbym już porównywać to chyba bliżej im do Leopolda Tyrmanda, a podobno Hłaskoner  był dla niego wzorem. Janusz Głowacki wspominał Himilsbacha gdy czarował swoimi teksami panny, aby je do łóżeczka zaciągnąć. Miał sukinsyn olbrzymie branie. We wcześniejszych pozycjach przewijają się wątki autobiograficzne. Chociażby kwestia jego chrztu, dzieciństwa. Oczywiście jak ktoś widział film Przyjęcie na 10 osób plus 3 to informuję uprzejmie, że to opowiadanie także tutaj jest.
Lubił opisywać biedę, w tych opowiadankach ludzie nie posługują się wyszukanym językiem. Sam styl pisania jest prosty i oszczędny. Dwaj kamieniarze odnawiają pomnik bohatera powstania. Ekscentryczny dandys spotyka biedną samotną matkę (moje ulubione zresztą),  wiezień wychodzi z odsiadki i rozpoczyna normalne, uczciwe życie. Jest w czym wybierać, szkoda, że  zbiór nie zawiera wierszy Himilsbacha, żałuję bo nie miałem dotąd okazji się z nimi zapoznać.



No i na koniec, bo dzisiaj krótko, jak to w życiu bywa ostatnie pozycje Jana H. są już niestety słabsze. Pisarz nabrał doświadczenia, ale tematy są jakby trochę pisane pod publikę. Nagle pojawia się inna rzeczywistość, inne środowisko, to nie jest ten Himilsbach. Może inaczej, autor nie czuje się dobrze portretują czasy współczesne. Opisując środowisko, które tak naprawdę było mu obce. Himilsbach nie jest wiarygodny.To po prostu dorabiający sobie (wiadomo do czego) pisarz.

No i kurde znowu tak mam. Ile razy zaczynam myśleć o Himilsbachu, to mi się jakoś dziwnie nastrojowo robi. Może to nie był wzór do naśladowania, ale była to osobowość. Maklakiewicza cenię za aktorstwo a Janka właściwie za wszystko. Podobno kiedyś, gdy ocknął się po zapaści na łóżku szpitalnym pierwszą rzeczą po którą sięgnął była szklanka, żeby kaca zaleczyć.Wychylił duszkiem zawartość. A w szklanicy był spirytus do odkażania rąk. Ledwo go wtedy uratowali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz