sobota, 11 grudnia 2010

Paweł i Ryszard (2010), reż. Mateusz Głowacki

                                                                                                                               

8 komentarzy:

  1. Za dużo teatru, tzn. postaci zagrane elegancko, ale forma, forma, forma! Wygląda jak spektakl tv. Może nim jest? podobno też to robią. W każdym razie jest OK, przyjemnie się ogląda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chciałem pytać Mateusza na co to miało być zadanie, czy chodziło o jakie s konkretne założenie. Technicznie to dużo lepsze od złodzieji roweru, brakowalo mi tam pointy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugi film, który potwierdza jedno, ma chłopak smykałkę do kręcenia filmów. Znowu czuć pełną kontrole nad wszystkim, już w napisach początkowych widać taki ironiczny prztyczek z tą panią dziekan na tle sutka, zresztą tak sam jest z nazwiskiem Kieślowskiego, coś w tym ironicznego. Ogólnie mogę się zgodzić, że można poczuć tu teatr, ale dla mnie to taki uszlachetniony kabaretowy skecz, tylko bez kabaretowej gry aktorskiej. Widać pełne opanowanie w montażu i pracy kamery, ale najwięcej dzieje się tu na ścieżce dźwiękowej, wszystko jest zrytmizowane muzyka, bekanie, rozmowy (te same słowa po śląsku i nie - fajna zabawa) i dobijanie się do drzwi. W fabule widać już, zwłaszcza zestawiając ten film z poprzednim, co najbardziej interesuje Głowackiego, to gra w dominacje. To można w pisać w prawie każdy temat filmowy, czy adaptacje literatury i pozostać wiernym sobie. Ciekawe jak to będzie wyglądało w czymś dłuższym, będzie kontynuował budowanie takich relacji, czy może pójdzie w jakimś innym kierunku.

    Niezły film.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.youtube.com/watch?v=ZVOp96UmzIY

    A to jego dziełko bez dialogu

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten mi się najmniej podobał, chyba zabrakło rygoru przy wykonaniu. Po pierwsze jest o wiele za długi, ten realizm z poprzednich gdzieś się ulotnił, pozostała groteska. Nie podobały mi się zdjęcia, choć ciekawie wykadrowane. Ale początek zapowiada się intrygująco, ta zbitka montażowa - papież, lotto czyli po prostu pieniądze, oraz przed telewizorem rodzina, a w tle widźmy słonczy pejzaż, czyli pragnienia. Ma to siłę, ale dalej jest to roztrwonione, wszystko trwa za długo i momentami jest jakoś nieporadnie zainscenizowane. Najbardziej jednak zaintrygowało to, że tacy prości ludzie piją wino do obiadu. Zaskakujący pomysł. Muszę się przyznać, że zaczynałem go idealizować jako młodego geniusza, a tu mu się jednak noga powinęła. No, no.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się. W tym filmie bez gadania, tym dłuższym, Mateusz zgubił się w połowie. Ale scenografia i pomysły spoko. Za długi, zdecydowanie, racja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na moje to przesadzacie. Jest trochę ten Kowalski niedorobiony, ale gdzie tam się znowu gubi? Jest jaki jest od początku do końca. Mi się podobało, mimo tych niedoróbek. Może nawet najbardziej z tych wszystkich filmików. No dobra, wyjebać te burleskowe zagrywki.

    PS: Szkoła Polska miała Wajdę i Munka, polskie filmówki mają Krawca i Głowackiego;)

    OdpowiedzUsuń