sobota, 30 października 2010

Trash Humpers (2009), rez. Harmony Korine




Męczący obraz. Na przemian irytuje, intryguje, by zirytować ponownie. Przyłapałem się na tym, że zacząłem dorabiać ideologię, szukałem symbolu, metafory, kontekstu, jednak jakby nie patrzeć, jest to jeden z lepszych obrazów Korine’a ostatnich lat.
Fabuła koncentruje się wokół trójki zamaskowanych postaci, ale słowo fabuła ubierzmy w cudzysłów,  Jak wiadomo Korine nigdy nie popełniłby czegoś tak popowego, jak film fabularny stricte.. Pamiętne Gummo, gorszy Julien albo jeszcze mniej udany Pan Samotny, to co wyróżnia te filmy, co sprawia, że o nich myślimy, to momenty. Nie inaczej jest i tu. Oczywiście większość słyszała czym się ten film je, trailer nie pozostawił nam złudzeń, żadnej ciekawej operatorki nie zobaczymy, montaż –szkoda gadać, film jest o dziwo dosyć dobrze udźwiękowiony, co się kłóci trochę z tą chałupniczą ledwo zipiącą kamerą z ręki.  Zatem mamy do czynienia z jak najbardziej przemyślaną metodą pracy, dużo dźwięków z offu, ale przede wszystkim obraz. Łatwo o pochopny  wniosek, ze operator (sam Korine) używa techniki weselnej, czyli filmuje wszystko jak leci, dlatego czasami "sekwencje/masterszoty" mogą nasunąć takie skojarzenie. To trochę tak, jakby dzieciakowi dać kamerę do łapy, pokazać gdzie jest zoom, no to efekt będzie podobny. Tak wyglądają sceny typu kopulacja ze śmietnikiem, albo niszczeniem sprzętów. Nazwałem je roboczo „sceny zwykłe”.
Raz na jakiś czas reżyser wprowadza w życie swoją formułę i serwuje nam całkiem zgrabną scenkę, której nie powstydziłby się żaden duński dogmatyk ( nawiasem mówiąc miejscami miałem skojarzenia z Idiotami). Widząc tam tą patologię, którą reżyser  winduje na ekran od lat, faktura obrazu, ułożenie postaci, pewna sugestywność, to każe nam przyjrzeć się Trash Humpers uważniej. Zgadliście moi drodzy, Korine znowu manipuluje widzem i to ostro.




Mamy tutaj wiele scen, wyjętych wprost ze Skrawków i te są na swój sposób ozdobą filmu. Postacie mówią w sposób, w jaki widziałem tylko w filmach Korine’a. Spróbujcie kiedyś taki dialog napisać albo zmusić aktora teatralnego, żeby wypowiedział kwestie w ten sposób. No, kurde balans, chciałbym to zobaczyć.
Jak ten film sklasyfikować? Mnie najbardziej pasuje tutaj etykieta kina eksperymentalnego, to nie jest underground, to kino prowokacji, ale jest to  prowokacja wyjątkowo udana. To niezależne dziełko, ale może aspirować do miana filmu ważnego. Złośliwi nazwali by „przydługim video artem”.



Zabawna rzecz, dotychczas Harmonia Korińska używała kliszy paradokumentu, co było zabiegiem ciekawym, ale niezbyt odkrywczym. W tym wypadku mamy dzieło trzymane w konwencji filmików z YT w stylu ” jestem hardkorem”. Na upartego można takie obrazy zgrać ,posklejać, opatrzyć tytułem, wprowadzić trójkę przebranych internautów i już. Oczywiście nie zrobimy tego, przecież to nie jest „sztuka”, a tym czasem Korine się na coś takiego odważył. Nawiasem mówiąc kolejnym filmem, z którym skojarzyłem sobie TH to Nawet szczury potrzebują sera Rafała Woźniaka to ta sama bajka, (jemu Trash Humpers polecam z czystym sumieniem). "Innym" już mniej,  wiem, że i prędzej czy później i tak to obejrzą.


 

11 komentarzy:

  1. http://rekopisznalezionywarkham.blogspot.com/2010/07/andrew-king-and-brown-sierra.html

    ej, a to ci sie np nie podoba... ?

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie jest złe, ja mam problem z tym neofolkiem, bo tu zbyt duży rozgardiasz formalny panuje. Muszę chyba przesłuchać całą płytę, bo ta próbka to mi niewiele mówi. No i pewnie słowa są tutaj ważne. Te This Heaty albo TG to raczej skandują tekst, wiec łatwo ich rozszyfrować. Jak mi kiedyś tego Currenta poleciłeś to jedna rzecz dobra inna mniej, a on to robi w sposób zbyt zróżnicowany jak dla mnie, nie wiem czy wiesz o czym mówię. Jednak uczciwie mówiąc ta Genocipe tego MB bardziej przemawia do mnie niz to. Muszę cały album przesłuchać, wiecej wtedy będę mógł powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo neofolk to nie gatunek to raczej nurt. Musisz byc żywo tym zainteresowany żeby załapac, to nie jest "posłucham se"... Jednym z prekursorów NF jest zresztą Gen :) . Coil momentami też neofolk robiło (to ci sami ludzie zresztą, wszystko bliscy znajomi PTV-Di6-Coil- current etc). Coil to dopiero jest rozgardiasz , gdzie acid house, minimale jakieś się z "poezją śpiewaną" czy właśnie folkiem łączą:). Zresztą Balance był niesamowitym poetą.

    Current jest niemal cały wybitny. Ale wtym momencie to sobie sprawdź : http://rekopisznalezionywarkham.blogspot.com/2010/06/current-93-she-is-naked-like-water-2010.html

    OdpowiedzUsuń
  4. http://panpies.wrzuta.pl/audio/6RVzv2WtHMq/current_93_-_she_is_naked_like_the_water

    o to se dokładnie puść (zamknij oczy).

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, tyle, że Coil stopniowo to robił pierwsze płyty, to taka spuścizna po TG ale też próba poszukiwań, dalej już to się bardziej ambientem stawało, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  6. "ambient" to chyba nie jest wystarczające określenie tego czym Coil ostatecznie było i gdzie dźwiękowo wędrowało ... to wszystko umowne. A musimy pamiętać że wiele z tych szufladek oni sami wytyczali.

    Masz jakieś dziwne poczucie że muzykę z tych kręgów da sie nazwac/zaszufladkowac... jeśli tak to pewnie jedyne co się da jednoznacznie o tym powiedzieć to "eksperimental":)

    OdpowiedzUsuń
  7. poświęcisz temu trochę więcej czasu to sam zobaczysz o co chodzi ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Może nie szufladki, ani definicje, ale jakos rozumem to objąć, to czemu nie. Current ładny, tego nie znałem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z pewnością obejrzę!

    Pozdro,

    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  10. Kopę lat panie Rafikii. TH na pewno ci sie spodoba.

    OdpowiedzUsuń